W połowie marca notowania pszenicy na Matifie wreszcie przestały spadać. W krajowych skupach także mamy do czynienia ze stabilizacją cen. Jest to jednak stabilizacja na tak niskich poziomach, że niewielu decyduje się na sprzedaż. Dłuższe powstrzymywanie się od handlu może jednak doprowadzić do jeszcze większych problemów z niskimi cenami w przyszłości.
Handel zawieszony
Jest to tym bardziej zastanawiające, że informacje z rynku rzeczywistości nie przekłamują, zboże wciąż leży w magazynach i to zarówno firm handlowych, jak i rolników. O ile firmy handlowe, które zmagazynowane zboże kupiły drożej niż obecnie funkcjonujące ceny, są na finansowanie nawet sporo większych zapasów przygotowane, o tyle rolnicy jeszcze dłużej oczekujący na spieniężenie zbóż mogą mieć problem.
Zwłaszcza że za tak zwanym rogiem jakoś nie widać oznak szybkiego odwrócenia tendencji niskich kursów na światowych rynkach, bo najzwyczajniej w świecie najwięksi kupujący doskonale wiedzą, że zboże jest i to w nadmiarze. Sprzedający je na potęgę i akceptujący coraz to dłuższe terminy płatności najwięksi eksporterzy swoimi zachowaniami tylko to potwierdzają. A już wyraźnym sygnałem nadmiarowego rynku zbóż jest próba anulacji lub przesunięcia z pierwszego na drugi kwartał tego roku zakontraktowanych już wcześniej dostaw 1 mln t pszenicy z Australii, podjęta przez Chiny, o której ostatnio poinformował Reuters.
W kraju też zboże leży w magazynach i sam fakt jego składowania jest dla przetwórców uspokajający. Dostrzegają oni co prawda upór rolników zatrzymujących swoje zapasy, ale też dobrze wiedzą, że nie komunikując szeroko podwyżek, wystarczy, że zwrócą się z indywidualną ofertą dla firm handlowych, będących ich stałymi dostawcami, szybko uzupełnią aktualne potrzeby surowcowe. Dlatego rynek zachowuje się jak zawieszony w próżni.