Dorota Kolasińska: Był Pan w Strasburgu. Jak przebiegały spotkania? Czy faktycznie możliwe jest przedłużenie zakazu na dwa miesiące lub do końca roku?
Adam Nowak: Mieliśmy wczoraj rozmowę z przedstawicielami Komisji Rolnictwa Parlamentu Europejskiego, z przewodniczącym i wiceprzewodniczącym. Przedstawiliśmy wszystkie argumenty gospodarcze, polityczne i społeczne dotyczące zakazu. Wraz z posłami Stefanem Krajewskim, Zbigniewem Ziejewskim i wiceprezesem Związku Młodzieży Wiejskiej, Michałem Zarzyckim i Mateuszem Kołodziejczykiem przedstawiliśmy propozycje trwałych rozwiązań tego problemu. Dzisiaj rano Michał Kołodziejczak miał rozmawiać dodatkowo z Norbertem Linsem. Argumenty były przygotowane. Z tego co wiemy, na dwa miesiące ma być przedłużone embargo na ukraińskie produkty. Można to uznać za nasz wspólny sukces. Mamy dwa miesiące na przygotowanie dobrych rozwiązań. Przede wszystkim w tym czasie opadnie gorączka związana z wyborami w Polsce. Z drugiej strony może być jeszcze wariant, który mówi o przedłużeniu embarga do końca roku. Wykorzystaliśmy jeden z argumentów, który przekonał Linsa, że sytuacja z ukraińskim zbożem jest oczywiście korzystna dla Portugalczyków czy Włochów, bo kupują tańsze, pomniejszone o cła pasze i zboże konsumpcyjne, jednak polscy rolnicy ponoszą stratę, bo mamy różnicę pomiędzy ceną na Matifie i giełdzie w Chicago, i tego co mamy w Polsce, a jest to co najmniej 20% mniej. Drugi argument, który wykorzystaliśmy w rozmowie, to zagrożenie bezpieczeństwa żywności w Europie i nierówne standardy fitosanitarne oraz w zakresie środków ochrony roślin między Polską oraz UE, a Ukrainą. Mocno wspierał nas w tych dyskusjach wiceprzewodniczący komisji rolnictwa z Rumunii, Daniel Buda.
D.K.: Czy Rumunia jest w podobnej sytuacji do Polski?
A.N.: Rumunia jest w podobnej sytuacji, a nawet może gorszej, bo obecnie większość zboża jest eksportowane przez Rumunię. Podczas tych dyskusji budowaliśmy jednocześnie sojusze. Zwróciłem uwagę Linsowi, żeby w rozmowie z przewodniczącą Komisji Europejskiej podkreślił, że to co się dzieje na rynku zbożowym jest bardzo dużym zagrożeniem dla idei integracji europejskiej. Do bardzo niskiego poziomu spada akceptacja dla działań UE w Polsce wśród rolników. Jeśli taki stan będzie utrzymany, to spadnie poziom integralności w UE.
D.K.: Kiedy zapadnie formalna decyzja?
A.N.: Były rozmowy, miał być wniosek w sprawie przedłużenia. Nie wiadomo kiedy pojawi się oficjalne stanowisko. Dwa miesiące wydają się być korzystniejsze i łatwiejsze do zaakceptowania, ponadto później zawsze jest możliwość przedłużenia do końca roku.
D.K.: Czy te dwa miesiące w czymś pomogą?
A.N.: Każde rozwiązanie w tej chwili pomoże. Za chwilę podmioty skupowe i przetwórcy będą chcieli uzupełniać stany magazynowe. Wiemy, że akcja skupowa w tym roku nie przebiegała ani ze strony rolników, ani ze strony skupów tak jak zwykle to bywa i na pewno nie była pełna. Wszyscy patrzą na ceny i magazyny nie są jeszcze zapełnione. Te dwa miesiące muszą być wykorzystane na wypracowanie konkretnych rozwiązań, bo korytarze humanitarne czy solidarnościowe to są „korytarze Yeti”, wszyscy o nich mówią, nikt ich nie widzi. Korytarz na Morzu Czarnym – tylko 3% zboża trafiło do państw potrzebujących, reszta trafiła do Turcji, Chin i Hiszpanii. Dzięki przedłużeniu zakazu o ten dwa miesiące nie zostaną zablokowane dla polskich rolników środki z WPR. Gdyby rząd wprowadził to rozporządzenie i rozwiązanie na własną rękę, to jest bardzo duże ryzyko, że UE by nie wypłaciła środków z II filara i być może dopłat bezpośrednich. Politycznie byłoby to jakieś paliwo, ale dla rolników dewastacja – kolejne opóźnienia w płatnościach. Sprawa jest prosta, jeśli Polska łamie zasady rynku wspólnotowego w zakresie rolnictwa, nie dostaje środków na rozwój rolnictwa.
D.K.: Czy rozmowy z politykami były konstruktywne, było widoczne zrozumienie?
A.N.: Rozmowy z politykami niewiele dają. My mieliśmy mocne środowisko rolnicze i mocne stanowisko. Platforma Obywatelska i PSL jest za utrzymaniem embarga, jest spójność. Jednak jest nadal spore niezrozumienie jeśli chodzi o europosłów, nie wiedzą dlaczego my wnioskujemy o utrzymanie embarga.
D.K.: Co musiałoby się wydarzyć przez te dwa miesiące żeby sytuacja na rynku zbóż się poprawiła i czy przygotowali Państwo jakieś rozwiązania?
A.N.: Przedstawiliśmy trzy konkretne propozycje. Utrzymujemy embargo i przygotowujemy w tym czasie system ceł i kontyngentów, gdzie pieniądze z ceł mogłyby być wykorzystane na pomoc humanitarną i militarną dla Ukrainy, czyli pomagamy Ukrainie, ale nie destabilizujemy rynków plus ustalamy kontyngenty żeby nie zaburzać równowagi rynkowej Europy. Po drugie wyrównujemy standardy w zakresie środków ochrony roślin i wszystkie wymagania fitosanitarne dla UE i Ukrainy, jeśli chcą na takich warunkach i w takiej skali z nami współpracować. Po trzecie, oczekujemy od UE konkretnego działania, jak nadwyżki zboża europejskiego mogłyby trafić do krajów potrzebujących, jako forma wsparcia humanitarnego. Mamy trzy rozwiązania, dla trzech różnych komisji – handel, rolnictwo i zdrowie, a więc bezpieczeństwo żywności, ale należy to powiązać również z pomocą dla uchodźców, a więc pomocą humanitarną.
D.K.: A jak do tych rozwiązań może się odnieść Ukraina?
A.N.: Dotarły do nas jedynie informacje od ukraińskiego ministra rolnictwa. Jest bardzo duża presja i nieco agresywny ton wobec przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen. Strona ukraińska bardzo mocno naciska, ale tutaj każdy musi zawalczyć o swój interes. Nie możemy poświęcać europejskich, polskich i rumuńskich, słowackich, bułgarskich, węgierskich gospodarstw w ramach dobra Ukrainy. My jesteśmy za pełną pomocą dla Ukrainy, ale w sposób nie destabilizujący gospodarki państw UE. Na rynku zbóż najgorsze jest to, że o zniesienie ceł i kontyngentów jako pierwsi wnioskowali polscy politycy, to jest pokazanie totalnie nieprzemyślanego działania i konsekwencji. Dzisiaj walczymy o utrzymanie zakazu. Mogliśmy otworzyć rynek oraz utrzymać kontyngenty i cła. Skoro zboże miałoby trafić na rynki państw trzecich, to cła i kontyngenty byłyby dla nas jałowe, one nie mają żadnego wpływu, bo jest reeksport. W obecnej sytuacji łatwiej im jest sprzedać zboże w UE niż szukać rynków w krajach trzecich.
D.K.: Tak, ale żeby pomagać samemu trzeba też być silnym. W Polsce sytuacja na rynku zbóż jest fatalna.
A.N.: Dodatkowo na naszą niekorzyść działają trzy elementy – wyższe niż przewidywane plony na Ukrainie, ponad 80 mln ton, z czego na eksport może być przeznaczone nawet 37 mln ton zbóż, dość dobre plony w Polsce i niskiee plony w Europie. My mamy nadwyżkę, Europa jest zainteresowana importem, Ukraina eksportem, więc mamy skrajnie niekorzystną sytuację. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć Hiszpanom, że zamykamy rynek, a wy się martwcie gdzie kupicie zboże, bo logiczne jest to, że oni też chcą kupić najtaniej. Tylko ta konkretnie forma pomocy - bez cła i kontyngentów, jest formą niedozwolonej pomocy dla tych krajów południowych, które kupują taniej zboże, poniżej kosztów produkcji, których nie są w stanie osiągnąć kraje UE przy obecnych zasadach produkcji.
D.K.: Niestety, konsekwencją są niskie ceny w skupie płacone polskim rolnikom…
A.N.: Tak. Dlatego obecnie każda forma przedłużenia zakazu jest na plus, bo daje nam czas na wypracowanie rozwiązań. Niestety ten rok nie został dobrze wykorzystany, ale w najbliższym czasie, przy takiej presji politycznej, która jest i będzie, być może się uda.
D.K.: Wczoraj podczas debaty padły ostre słowa niektórych polityków…
A.N.: No właśnie to było bardzo przykre. Poprzez obronę polskich rolników, my jesteśmy traktowani jak emisariusze Rosji, czy „ruskie onuce”, to jest szczyt chamstwa i hipokryzji. To szczególnie dla nas, jako Związku Młodzieży Wiejskiej było mocne i przykre stwierdzenie. Nikt normalny przy tak niskiej opłacalności nie będzie po prostu produkował zboża i prowadził produkcji roślinnej. Jeśli bronimy rolników, to mówi się nam, że chodzimy na pasku Rosji. To jest obraźliwe i chore.
D.K.: Niektórzy politycy nie zdają sobie sprawy z tego, że rolnicy dokładają w tym momencie do uprawy każdego zboża od 1- 3 tysięcy złotych do ha, przy wysokich kosztach i obecnych cenach.
A.N.: Problem jest duży. Czekamy na ostateczne decyzje. Czas w Strasburgu wykorzystaliśmy dobrze. Co najważniejsze w spotkaniach uczestniczyli przedstawiciele różnych środowisk – poseł Ziejewski ma duże gospodarstwo towarowe zajmujące się nasiennictwem, ale też ma hodowlę, Michał Zarzecki ma z kolei hodowlę bydła mlecznego, który pokazał jak to wpływa na gospodarstwa wielofunkcyjne, Stefan Krajewski z kolei jest przewodniczącym komisji, która zajmowała się aferą zbożową, Mateusz Kołodzieczyk z kolei pokazał jak to wygląda na rynku owoców miękkich i warzyw. Pojechaliśmy najbardziej eksperckim składem, jaki tylko mogliśmy wybrać, żeby przedstawić te argumenty. Cieszymy się, że był Michał Kołodziejczak, bo każdy głos idzie na wspólny interes rolników, żeby to embargo przedłużyć.
D.K.: Dziękuję za rozmowę