Bartłomiej Czekała: Korzystając z Pana obecności, mam krótkie pytanie z perspektywy członka związku i rolnika. Jak Pan ocenia sezon 2022-23, który się kończy, i to, co może się wydarzyć w nowym sezonie? Przed nami jeszcze sprzedaż zapasów z poprzedniego roku i zapasy żniwa. Nie wiadomo jednak, jak one przebiegały i jakie zbiory finalnie zbierzemy.
Marcin Gryn: Widmo poprzednich zbiorów sezonu 2022 będzie się ciągnąć za nami prawdopodobnie do następnego roku. Jeżeli nie będzie to widmo takie stricte z zapasem produktów rolnych, będzie to na pewno widmo ekonomiczne, które wisi nad gospodarstwami. Sytuacja bardzo dynamicznie się zmienia. Ciężko nam prognozować tegoroczne zbiory: czy sprzedawać, czy magazynować, czy będziemy mieli gdzie magazynować. Jak dzisiaj słyszeliśmy na konferencji, sam Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa nie wie dokładnie, ile tych zapasów nam w naszym kraju zostało. Sytuacja jest bardzo skomplikowana. Z dnia na dzień mamy coraz nowe informacje.
Wektorem rynku dzisiaj nie jest już relacja popytu do podaży, tylko niestety spekulacja
- Myślę, że wektorem rynku dzisiaj nie jest już relacja popytu do podaży, tylko niestety spekulacja. I to jest ten największy ból, że tych spekulacji jest zbyt dużo. Rząd powinien przede wszystkim uciąć wszelkie spekulacje i pójść w konkretne działania. Brak decyzji jest gorszy od złej decyzji. Powinniśmy decydować już. W rolnictwie nie ma czasu na zwłokę. Ja na polu nie mogę zwlekać z zabiegami, bo każda zwłoka to jest konkretna strata. Tak samo jest tutaj, w naszej gospodarce rynkowej.
Muszę odnieść się jako rolnik do sytuacji domniemanych dopłat. Formy tych proponowanych funduszy nam się ciągle zmieniają. Jest ich zbyt wiele. Rolnicy nad tym nie nadążają - dodaje Gryn.
Słowo „dopłaty” budzi w społeczeństwie niepokój
Bartłomiej Czekała: Trudno się połapać w tej chwili, jakie dopłaty i do czego mamy. Jest tyle naborów, tyle zmiennych i zmian rozporządzeń. Informacja z wczoraj – to nowe dopłaty do materiału siewnego, dodatkowe (nie mylić z tymi dopłatami, które są co roku z de minimis), nowa forma wsparcia dla rynku do hektara.
Marcin Gryn: Panie Redaktorze, Szanowni Państwo, jaki jest największy grzech tego wszystkiego? Dzisiaj rolnikowi mówi się jak zły policjant: „Od tej chwili, każde słowo może być wykorzystane przeciwko tobie”. Słowo „dopłaty” budzi w społeczeństwie niepokój, że rolnikowi się daje, rolnikowi się dopłaca. Dzisiaj to nie rolnikowi się daje, to rolnik dopłaca do tej produkcji. To, co nam się oferuje, są to przede wszystkim rekompensaty za poniesione straty. Na dzisiaj szybko przeliczyłem koszty produkcji tegorocznej za sezon, który dobiega nam końca. Przekraczały nawet 5 000 zł za hektar w przypadku pszenicy. Sprzedając tę pszenicę po 550-600 zł, musimy co najmniej 7-8 ton wywieźć na to, żeby pokryć koszty. Więc to nie jest dopłata, tylko rekompensata. Dalej prawdopodobnie zostaniemy z nadwyżką. Dzisiaj padły słowa, że „ambitnie udało nam się wywieźć około 800 tysięcy ton miesięcznie w ostatnich 2 miesiącach. W maju i w czerwcu prawdopodobnie tyle wywieziemy”. Nie wiem, czy to prawda. Ciężko to zweryfikować. Natomiast pozostało nam jeszcze 3 miliony ton. Nasze porty nie są z gumy. Musimy inwestować w te porty i modernizować je, jeżeli chcemy eksportować. Ja kombajnem czteroklawiszowym nie wykoszę 50 ton pszenicy na godzinę, chociażbym się dwoił i troił. Tak też jest z portami. To jest mechanika, to są liczby, i tego po prostu się przeskoczyć nie da. Kolejnym naszym bólem jest ograniczanie produkcji zwierzęcej, np. trzody czy drobiu, które są bardzo chłonne na ziarno paszowe. Tak jak widzimy, ten rok może być pod znakiem zapytania. Może zbierzemy mniej i pewnie gorzej jakościowo przez suszę, z którą boryka się większość kraju, która już jest prawdopodobnie nie do nadrobienia. Bardzo dużo tego ziarna paszowego nie przerobimy sami i nie będziemy mieli go gdzie wywieść. Sytuacja jest ciężka.
Polacy nie blokują tranzytu, Polacy blokują rozlewanie się ukraińskiego ziarna
Bartłomiej Czekała: Ale jakiś promyk nadziei jest, że to się może zmienić, że jednak rynek się tak zachowa, że będziemy mogli mówić o opłacalności produkcji zbóż w Polsce?
Marcin Gryn: Kiedyś ten rynek musi się ustabilizować. Nie ma co dramatyzować. Jest ciężko i źle, ale kiedyś ta sytuacja musi wrócić do normy. Nie wiadomo, kiedy. To wszystko zależy od tego, jakie kroki podejmie nasz rząd, jak do tego ustosunkuje się Unia Europejska. Bardzo dużo zmiennych jest. Dużo zależy od pogody, od samej sytuacji na Wschodzie. Chcę podkreślić, że początkowo umowa tranzytowa miała obowiązywać do momentu udrożnienia kanału czarnomorskiego. Ten kanał został udrożniony i jak widzimy, tranzyt dalej się odbywa. Podkreślam to, ponieważ na linii Polska-Ukraina są takie napięcia, że Polacy blokują tranzyt. Pod żadnym pozorem Polacy nie blokują tranzytu, Polacy blokują rozlewanie się ukraińskiego ziarna po naszym rynku. Mamy nadmiar własnego ziarna, a dodatkowo nakłada nam się (ukraińskie) ziarno, które jest zupełnie innej jakości i standardów. Każdy sobie zdaje sprawę. Dzisiaj świadomość konsumenta jest na wysokim poziomie i każdy powinien zdawać z tego sprawę. Natomiast tutaj wadliwym elementem jest brak informacji o tym produkcie: skąd on pochodzi, w jaki sposób został wyprodukowany. Ale jakiś cień nadziei musimy mieć. Ludzie jedli, jedzą i będą jedli – to pozytywny akcent całej tej wypowiedzi.
Bartłomiej Czekała: Więc życzmy sobie i wszystkim rolnikom, żeby przyszły sezon był o wiele lepszy, ceny satysfakcjonujące i zbiory też jak najlepsze. Dziękuję za rozmowę!