Z ekonomicznego punktu widzenia dopłaty są zmianą zasad naruszającą rynkową równowagę. Podaż i popyt zarówno na światowym rynku, jak i naszym regionalnym krajowym ukształtowały ceny. Każda pozarynkowa interwencja może spowodować prawdziwą tragedię.
Nie tylko cena pszenicy odgrywa rolę
Kiedyś polska pszenica na międzynarodowym rynku słynęła z bardzo dobrej jakości. Teraz zamiast wieść prym, musi stanąć grzecznie w równym szeregu z innymi ofertami i rywalizować wyłącznie ceną. Na kwietniowym przetargu na tradycyjnym od lat dla nas rynku zbytu Arabia Saudyjska kupiła łącznie 795 tys. t pszenicy na dostawy od początku czerwca do końca lipca 2024 r. Ceny z dostawą do portów Morza Czerwonego wahały się pomiędzy 251–254 USD/t CIF (średnio ok. 1000 zł/t). Dostawy do Zatoki Perskiej wyceniono na 263–273 USD/t CIF (średnio ok. 1060 zł/t).
Wśród dostawców znajdziemy chińską korporację COFCO i francuską AST Group, a także znane u nas firmy, jak Viterra, Bunge, Cargill, czy Louis Dreyfus. Importerzy uzupełniają zapasy, jakby wyczuwali, że obecnie jest naprawdę tanio. Ceny na międzynarodowym rynku są bardzo niskie, ale na te niskie ceny mają wpływ notowania giełdowe i zatłoczony rynek.
Zobacz także: Ceny zbóż: zaczyna się ruch, wielkie poszukiwanie kukurydzy!
Eksporterzy, chcąc wcisnąć spore ilości, rywalizują coraz to niższą ceną i ale też wydłużającymi się do 270 dni terminami płatności. Zwróćmy uwagę, że owe 270 dni, które pojawiają się w zasadach płatności na przetargach na pszenicę importowaną z kolei przez Egipt, są równoznaczne z tym, że za pszenicę dostarczoną w maju pieniądze przyjdą w listopadzie.