Prognozy występowania szkodników z bardzo dużym prawdopodobieństwem możemy robić na podstawie minionej pogody. Wynika to z kilku przyczyn:
- owady to organizmy zmiennocieplne, których rozwój i liczebność pokoleń uzależnione są od temperatury, jaka panowała w ubiegłym sezonie;
- znamy nasilenie występowania szkodników w minionym sezonie;
- można oszacować zimowanie szkodników;
- znane są kierunki migracji owadów szkodliwych dla rzepaku;
- do szacowania bierzemy pod uwagę zmniejszającą się liczbę insektycydów.
Zobacz także: Ceny rzepaku: korekty zbiorów przynoszą wzrosty cen
Mimo tej wiedzy przyroda potrafi zaskoczyć i zawsze istnieje mniejsze lub większe ryzyko, że prognozy nie spełnią się. Przykładem tego może być ubiegłoroczne nasilenie chowacza czterozębnnego. Wielu ekspertów nieśmiało przewidywało jego plagę, ale nikt nie oszacował tak dużej jej wielkości.
Chowacz czterozębny zaskoczył?
– Przyczyną dużego nasilenia szkód chowacza czterozębnego, którego odnajdowaliśmy w ubiegłym roku w liczbie nawet kilkunastu larw w jednym ogonku liściowym, jest splot warunków pogodowych w styczniu i lutym. Na początku 2023 r. mieliśmy prawdziwe uderzenie wiosny. Wystarczyło to, aby chrząszcze wyszły z gleby, po krótkim żerowaniu nabrały siły, kopulowały i złożyły jaja w nerwie głównym lub w ogonku liściowym. W tym czasie prawie nikt nie myślał o zabiegu insektycydowym – tłumaczy dr Przemysław Strażyński z IOR – PIB w Poznaniu. Dodaje, że choć potem miało miejsce ochłodzenie i nie wykluły się z jaj larwy, mróz im nie zaszkodził.
W chwili ruszenia wegetacji rolnicy wykonali w ubiegłym roku zabieg na (zwykle groźniejszego) chowacza brukwiaczka. W tym przypadku najczęściej udało trafić się z terminem i zwalczyć ponowny wylot chrząszczy i wykluwających się z jaj larw. Jaja chowacza czterozębnego jeszcze wtedy były uśpione, a larwy zaczęły wykluwać się nieco później, gdy substancja podana na brukwiaczka już nie działała.
W tym roku raczej nie było warunków do pojawienia się chowacza czterozębnego, ale w lutym temperatury gleby, zwłaszcza na stanowiskach słabszych, osiągnęły minimum dla chowacza brukwiaczka, czyli 5–7°C. Nie miały jednak miejsca warunki sprzyjające masowym lotom szkodnika, czyli 10–12°C. Mimo to trzeba trzymać rękę na pulsie i monitorować szkodniki.
– Ubiegły rok pokazał, że trzeba inaczej podejść do sprawdzania szkodników. Żółte naczynia na polu powinny być wystawione nawet zimą i regularnie sprawdzane – mówił podczas tegorocznych seminariów uprawowych prof. Hansgeorg Schönberger.
Może to wywołać pytanie: a jak to robić, jeśli przyjdzie mróz i woda w naczyniu zamarznie? Praktycy znają odpowiedź, a zapominalskim warto ją przypomnieć – zamiast wody wlewamy płyn do spryskiwaczy samochodowych. Tutaj kolejna rada – jeśli zimą pada deszcz, to z czasem rozrzedza on płyn w naczyniu i trzeba go wtedy regularnie wymieniać, aby nie zamarzł. Żółte naczynie to narzędzie wręcz obowiązkowe.