Tematem przewodnim dyskusji podczas Międzynarodowych Dni Rzepaku na terenie Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Minikowie były konsekwencje wycofania zapraw zawierających neonikotynoidy w nasionach rzepaku. Skutkiem są straty na polach wyrządzone przez śmietkę kapuścianą i pchełkę rzepakową, które podczas jesiennego wzrostu potrafią na tyle osłabić rośliny rzepaku, że są one narażone na wymarznięcia i nie mają już tego potencjału plonotwórczego, co rośliny zdrowe.
Wycofanie jest absurdem
Prof. Marek Mrówczyński przekonywał, że absurdem jest wycofanie neonikotynoidów do zaprawy nasion rzepaku ozimego, bo przecież zanim rzepak zakwitnie i stanie się atrakcyjny dla pszczół, to od chwili wysiewu mija od 8 do 9 miesięcy. – Nie ma żadnych naukowych dowodów na to, by neonikotynoidy w rzepaku ozimym szkodziły pszczołom – podkreślał prof. Mrówczyński. Co innego w uprawie rzepaku jarego, z późnych siewów. Tutaj efekt zastosowania neonikotynoidów może mieć negatywny wpływ na owady zapylające.
Phillippe Dusser, sekretarz generalny Europejskiego Związku Roślin Oleistych (European Oilseed Alliance, EOA) zarzucał Komisji Europejskiej, że kompletnie zablokowała stosowanie tych zapraw, bez uwzględnienia specyficznych warunków dla określonych roślin. Podkreślał też, że mamy do czynienia z wyjątkową aktywnością organizacji proekologicznych, które ortodoksyjnie domagają się wycofania wielu substancji aktywnych ze stosowania w rolnictwie, nie zważając nawet na skutki jakie taka decyzja przynosi dla środowiska. I organizacje rolniczy muszą lobbować wszędzie, by nie dopuścić do narzucania rygorów, które nie mają racjonalnych podstaw.
Na potwierdzenie tej tezy przedstawiciel Związku Rolników Brytyjskich (National Farmers Union, NFU) – Michael Hambly – przytoczył przykłady rolników z Wielkiej Brytanii, którzy musieli wykonywać kilka oprysków, a nie zawsze dawało to efekty. Rolnicy poniesili straty w ubiegłym sezonie w wysokości 80 mln euro, spadły plony i zmniejszyła się powierzchnia uprawy rzepaku.
- Nie trudno sobie wyobrazić, że obciążenie środowiska jest zdecydowanie większe niż przy stosowaniu zapraw – podkreślał Hambly, który w swoim 200 ha gospodarstwie uprawia ponad 40 ha rzepaku.
Dietmar Brauer z organizacji UFOP skupiającej plantatorów i przetwórców rzepaku w Niemczech dowodził, że firmy nasienne dysponują na tyle nowoczesną techniką zaprawiania, że ilość substancji aktywnej znajdującej się na nasionach rzepaku jest na tyle bezpieczna, że nie stanowi zagrożenia dla środowiska naturalnego.
Ale europejscy politycy nie chcą słuchać argumentów rzeczowych i wyników badań naukowych, wolą przypodobać się wyborcom, którzy nie zawsze mają pojęcie o tych sprawach – argumentował Brauer. Na konieczność lepszej komunikacji organizacji rolniczych wskazywał też Michael Hambly. Jego zdaniem rolą organizacji rolniczych jest pokazanie społeczeństwu, że współczesne rolnictwo może być nowoczesne i bezpieczne dla środowiska.
Ministerstwo jednak przeciw
Obecna na spotkaniu Ewa Lech, wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi, stwierdziła, że Polska nie skorzystała z wprowadzenia derogacji, czyli zezwolenia na stosowanie neonikotynoidów (co było w gestii każdego kraju członkowskiego), gdyż presja ze strony organizacji proekologicznych i pszczelarzy była tak silna, że nie można było uchylić zakazu. Wprawdzie Ewa Lech optymistycznie podchodziła do decyzji Komisji odnośnie uwolnienia zakazu w przyszłości, jednak przedstawiciele z Francji i Niemiec nie pozostawili złudzeń. W ich krajach nie ma raczej szansy na to, by zaprawy były przywrócone, gdyż opór społeczny jest zbyty duży. A cała dyskusja o noenikotynoidach jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. – Jeśli wszyscy rolnicy i organizacje nie zaczniemy pilnować tych spraw, to może się okazać że „zieloni“ i urzędnicy pozbawią nas wielu substancji aktywnych w rolnictwie, bez których stracimy konkurencyjność bo wzrostną koszty – podsumował Juliusz Młodecki, prezes KZPRiRB.
Na zakończenie spotkania Pani wiceminister Ewa Lech otrzymała słoik miodu z pasieki, której ule zostały wystawione na polu rzepaczanym Juliusza Młodeckiego. Jako dowód, że miód rzepaczany z polskich i europejskich pól jest bezpieczny. bk