Horror producentów rzepaku trwa już trzy sezony, a wywołała go decyzja Unii Europejskiej, kiedy to 1 grudnia 2013 r. wprowadzono zakaz stosowania zapraw nasiennych przeciwko szkodnikom, m.in. w rzepaku. Zakaz ten dotyczy insektycydów należących do grupy neonikotynoidów i chloronikotynyli, które zawierają substancje: chlotianidynę, imidachlopryd i tiametoksam. W zeszłym roku Unia Europejska zadeklarowała, że przeanalizuje jego skutki i może w 2017 r. wycofa zakaz stosowania neonikotynoidów. Mamy rok 2017 i...?
Minister mówi po raz kolejny NIE!
Niestety, wiemy że Minister Jurgiel ugiął się pod presją „zielonych“ i czeka nas kolejny rok bez zapraw insektycydowych zawierających neonikotynoidy. W zamian za to resort proponuje rozszerzenie rejestracji insektycydów nalistnych do zwalczania szkodników jesiennych, ale wszyscy rolnicy mający w zeszłym sezonie problem m.in. z mszycami czy śmietką, wiedzą że to za mało. brakuje środków nalistnych do stosowania w tym terminie, a z drugiej te, które są, nie zawsze dają 100-procentową skuteczność. Tajemnicą poliszynela jest, że rolnicy stosują nawet 5–6 zabiegów – często mieszaninami, które nie mają oficjalnych rejestracji w rzepaku.
Wyjściem z sytuacji była derogacja, czyli czasowe uchylenie zakazu stosowania w rzepaku zapraw neonikotynoidowych (na podst. rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady nr 1107/2009). Państwo członkowskie UE może zezwolić na okres nieprzekraczający 120 dni wprowadzić do obrotu środek ochrony roślin. Z takiej opcji skorzystały niektóre kraje w latach 2015 i 2016. W tym sezonie z tego prawa skorzystały m.in. Bułgaria, Estonia, Finlandia, Litwa, Łotwa, Rumunia i Węgry. Niestety, na naszym podwórku zwyciężyła demagogia, a nie zdrowy rozsądek.
Więcej na temat sytuacji producentów rzepaku w kontekście problemów z zaprawami zawierającymi neonikotynoidy przeczytacie w najbliższym numerze „top agrar Polska” (6/2017).