Obecny stan pól jest pod pewnym względem lepszy niż ubiegłoroczny. Gleba, chociaż nie we wszystkich rejonach kraju, ma wystarczającą wilgotność, pozwala prowadzić uprawę przedsiewną, czy pierwsze zasiewy. Bywa, że miejscami jest też zbyt mokro na prace polowe, czy kontynuację żniw.
Mimo tej dość komfortowej sytuacji w porównaniu z ubiegłorocznym stanem pól, należy tak prowadzić uprawę gleby, by ubytek wody był z niej minimalny. Wilgotność podłoża określa bowiem możliwości uprawy gleby, niekiedy także samego rozpoczęcia zabiegów agrotechnicznych i ostateczne efekty pracy poszczególnych narzędzi.
Zdecyduje woda
Chociaż norma opadowa w lipcu w niektórych regionach kraju została przekroczona dwukrotnie, a w sierpniu była przeciętna dla wielolecia – zasoby wody są bardzo małe. Nawet intensywne opady deszczu wystarczają wówczas roślinom na 1–2 tygodnie. Widzieliśmy to latem na zbożach, kukurydzy czy burakach.
U progu nowego sezonu rolnicy muszą więc dostosować własne metody uprawy pola do stanu gleb. Od dawna rolnicy stoją też przed dylematem: jaki wariant agrotechniki jest korzystniejszy – stosować na polach uprawę orkową czy uproszczoną? Rozważają wówczas aspekty zużycia paliwa, czasu pracy, zatrudnienia dodatkowych pracowników i efekty agrotechniczne. Ponieważ problem jest złożony, przedstawiamy kilka opinii praktyków oraz wyniki badań ośrodka naukowego naszych zachodnich sąsiadów.
– Jestem ostatnim rolnikiem w okolicy, który tradycyjnie orze pod rzepak – zaczyna rozmowę Tomasz Jóźwiak z Mostkowa. Rolnik gospodaruje na 250 ha gruntów ornych. Ma jeszcze ok. 50 ha użytków zielonych i innych gruntów, w tym nieużytków i oczek wodnych. Tak dużo gruntów pozostaje nieoranych z powodu położenia jego gospodarstwa. Uprawę prowadzi na polodowcowym terenie, gdzie dominują lekkie gleby IV i V klasy bonitacyjnej. Jednak wśród pagórków urozmaiconej rzeźby terenu znajdują się też gliniaste kawałki gleby o lepszych właściwościach gromadzenia wody. tcz, mwal, bie