Trudny sezon, ze względu na częste i lokalnie obfite opady deszczu, uniemożliwia wjazd sprzętu na pola. Poza pierwszoplanowymi pracami, tj. siewami zbóż ozimych, zbiorami kukurydzy ziarnowej, buraków czy ziemniaków, nie można również uporać się z podorywkami na polach po zbożach czy rzepaku. Sprawia to zagrożenie dla roślin następczych, pod kątem silnych presji chorób grzybowych.
Nadmiernie uwodniona gleba nie utrzyma na powierzchni człowieka, by nie zapadał się głęboko w błoto, tym bardziej nie ma szans na pracę maszyn i
przyoranie dużej części samosiewów zbóż, rzepaku oraz chwastów, które są dla wielu chorób grzybowych żywicielami pośrednimi. Obserwując niektóre pola niżej położone i na ciężkich, gliniastych stanowiskach widać dzisiaj
wyrośnięte na ok. 30 cm samosiewy pszenżyta, pszenicy, czy rozłożyste, o kapustowatym pokroju pojedyncze rośliny rzepaku. Nie budzi obaw ich rozmiar, lecz swobodnie
rozwijające się na nich patogeny: mączniak, septoriozy, sucha zgnilizna kapustnych, czy infekcje fuzaryjne. Niestety, wiele z tych groźnych chorób wytwarza zarodniki czy strzępki grzybni, które są roznoszone wiatrem (a tego mamy pod dostatkiem) na obsiane już pola i infekują nowe zasiewy.
Nie dość, że młode rośliny, z powodu
nadmiaru wody glebowej i niedoboru powietrza w strefie korzeni mają trudności z utrzymaniem wcześniejszej dość dobrej kondycji, to
są beztrosko i bezkarnie atakowane przez wiele patogenów. Stan ten nie sprzyja optymalnemu rozwojowi upraw, a zwłaszcza
przygotowaniu się do spoczynku zimowego, np. przez gromadzenie cukrów w komórkach roślin. Szczęśliwcy, którym udało się posiać oziminy, nie mogą więc spać spokojnie. Jeżeli pogoda pozwoli, poza fungicydowymi zabiegami ochronnymi powinni też
uwzględnić w cieczy roboczej dodatek nawozów dolistnych oraz biostymulatorów.
Pechowcy winni natomiast jak najszybciej
głęboko przyorać zainfekowane rośliny z korzyścią dla siebie i plantacji okolicznych sąsiadów.
(bie)