StoryEditor

Patrząc, jak coś się kończy

Samotne gospodarowanie na małym areale to wyjątkowo trudna sytuacja, szczególnie dla starszej kobiety. Konflikt rodzinny spowodował, że choć rąk chętnych do pracy nie brakuje, to jednak gospodyni lada moment na gospodarstwie pozostanie sama.
23.03.2018., 13:03h
Pani Janka (tak bliscy mówią na panią Joannę) wraz z mężem przyjęła pierwszą szkolną wycieczkę w 1999 r., realizując w ten sposób pomysł na rozwinięcie agroturystyki. Dzieci 
z miasta przyjechały, by obejrzeć gospodarstwo i zwierzęta, by wydoić kozę. Idea objaśniania dzieciom, jak żyje się na wsi wśród zwierząt znalazła wielu sympatyków. Kroniki, które pokazuje gospodyni, pękają w szwach od słów podziękowania i zdjęć przesłanych przez uczestników.

Jarmużom dobrze szło, z pełnym zaangażowaniem realizowali swój pomysł. Systematycznie powiększali hodowlę kóz, aż do 200 sztuk. Pani Janka sprzedawała mleko 
i z przyjemnością wyrabiała kozie sery. Przyjeżdżało coraz więcej dzieci. W 2014 roku zmarł mąż pani Janki. Ze względu na nieuregulowaną sprawę przepisania gospodarstwa okazało się, że ziemia, na której pani Janka pracowała całe życie, może stać się własnością kogoś innego. Rodzinne nieporozumienie zdestabilizowało sytuację wszystkich jej członków. 
Rodzinne problemy
Dzieci pani Janki choć chcą, nie mogą wraz z nią gospodarować. Starsza córka, zaangażowana wcześniej 
w hodowlę kóz, wyjechała do Wielkiej Brytanii. Syn, który pracuje zawodowo, znajduje czas, by pomagać mamie.
– Jak można budować własną przyszłość na nie swoim gospodarstwie – zamartwia się gospodyni. Nie chcę, by moje dzieci żyły w niepewności, tak jak ja. Rozumiem, 
że muszą pójść własną drogą.

Janka ma 64 lata i jest na rencie. Ma problemy z kręgosłupem i nadgarstkami. Zdarza się, że na rehabilitację wozi ją zaprzyjaźniona emerytowana nauczycielka ze wsi opodal. 
Z przyznanego pobytu w sanatorium zrezygnowała, bo przecież nie powie zwierzętom, żeby karmiły się same przez trzy tygodnie. Wciąż trzyma dwie kozy, dwa strusie, kucyka, ptactwo domowe i papugi w wolierze. To strzępek tego, co było kiedyś.

– Sama nie jestem w stanie podpiąć sprzętu pod ciągnik. Kiedyś robiłam to z mężem, teraz muszę wołać kogoś do pomocy – przyznaje pani Janka. – Za 900 złotych miesięcznie nie da się żyć. Więc wciąż przyjmuję wycieczki i to akurat bardzo mnie cieszy. To było z mężem nasze życie, nasza pasja – wspomina. – Udostępniam też pokoje. Zamiast letników przyjmuję pracowników. Gdy ludzie pytają mnie, czy nie boję się obcych wpuszczać do domu, odpowiadam, że czasem obcy lepsi od swoich. Pomogli mi naprawić dach na stodole - kwituje pani Janka.
Samo życie
Kobiety pracujące w gospodarstwach codziennie pokonują różne przeciwności. Jeśli chciałabyś opowiedzieć o swoich trudach i radościach, napisz na adres: 
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..    

Agata Dobak
Agata Dobak
Autor Artykułu:Agata Dobak

redaktor „top agrar Polska” w dziale Dom i Rodzina

Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
19. listopad 2024 12:34