
Dziki widuje się w tych stronach już znacznie rzadziej nie z powodu odstrzałów, bo myśliwi zbytnio się do tego nie kwapili, tylko kładzie je wirus. Miejscowi rolnicy jeszcze od 2012 r. stoczyli niejedną batalię z posiadaczami fuzji i władzami gminy o przerzedzenie nękających ich pola watah z mizernym skutkiem. Nocowali przy uprawach kukurydzy, by je odstraszać i zganiać z pól. Kres dzikom kładzie dopiero choroba. To nie koniec ich trosk z dziką zwierzyną. Teraz ich pola zajmują coraz liczniejsze stada saren, pojawiają się też jelenie i łosie.
Natura jednak nie lubi pustki, w sukurs rolnikom paradoksalnie idą wilki, których jest coraz więcej, bo podążają za zdobyczą. W lasach i na polach coraz częściej spotyka się szczątki saren zagryzionych przez drapieżniki. W ucieczce przed nimi zwierzyna płowa coraz bardziej przybliża się do wiejskich obejść, szukając bezpieczeństwa. W ten oto sposób wilcze watahy i wirus idą w sukurs rolnikom w trzebieniu zbyt zagęszczonej populacji zwierzyny łownej.
CZYTAJ TAKŻE: Czy Europa pozwoli na odstrzał wilków?
Myśliwi w obawie, że nie będą mieli do kogo już strzelać, będą nalegać na przerzedzenie watah – uważają rolnicy – gdyż te niejako stały się dla nich naturalną konsekwencją w pozyskiwaniu dziczyzny i trofeów. Ich zdaniem, podążając za sarnami wilki coraz bardziej będą wędrowały za nimi w stronę Wisły. as
