Pierwsza specustawa o ASF została ekspresowo przyjęta przez Sejm i Senat, a następnie podpisana przez Prezydenta 9 września. Jej celem miało być zdjęcie nadwyżek świń ze stref występowania ASF, których rolnicy z powodu ograniczeń weterynaryjnych nie mogli sprzedać.
– Ustawa zakłada, że od rolników zostaną skupione wszystkie zwierzęta, a rolnik otrzyma zapłatę w wysokości ceny średniej w regionie odpowiedniej dla klasy w przypadku masy poubojowej ciepłej lub średniej ceny dla wszystkich klas w masie żywej w zależności od tego w, którym systemie rolnik sprzeda swoje świnie. To mięso trafi do wyznaczonych przez powiatowych lekarzy weterynarii a zgłaszający się zakładów mięsnych. Które w specjalnych transportach przewiozą zwierzęta. I w oddzielnych liniach ubojowych te świnie ubiją i w odpowiednio wysokiej temperaturze przerobią je na konserwy – zachwalał w Sejmie ustawę wiceminister rolnictwa, Jacek Bogucki.
Problemy ze sprzedażą
Zdaniem rolników i polityków opozycji, przynajmniej na razie, ten pomysł nie wypalił. Podczas konferencji prasowej w Sejmie skarżyli się, że ustawa nie działa.
– Są problemy z odbiorem zwierząt przerośniętych, zakłady mięsne nie odbierają ich rytmicznie i zwierzęta przerastają wbrew specustawie, którą niedawno przyjęliśmy. Miało być gładko i prawidłowo, a tak nie jest – powiedział Zbigniew Ajchler, poseł Platformy Obywatelskiej.
Wtórowali mu rolnicy. – Od prawie dwóch miesięcy nie możemy sprzedawać normalnie tuczników, ani warchlaków. Chociaż dla tucznika został stworzony „program konserwowy”. Ale nie jest realizowany, bo za mało jest zakładów, które mogą to przerobić. Dodatkowo była także przerwa w odbiorze i nie było wiadomo czy ten program ruszy. Na naszych fermach tygodniowo rodzi się 1000 sztuk prosiąt. W związku z tym taka sama liczba tuczników powinna opuszczać fermy. Przez 8 tygodni przybyło nam 8 tysięcy sztuk zwierząt, a sprzedaliśmy kilka tygodni temu kilkaset sztuk tuczników i w zeszłym tygodniu kolejne 400 sztuk – skarżył się Mariusz Nackowski, hodowca z Podlasia.
Małym wiatr w oczy
Rolnicy zwrócili uwagę, że tuczniki miały być odbierane po cenie rynkowej. Tymczasem cena jaką oferują zakłady mięsne na pewno nie jest rynkowa.
– Na dodatek nie odbierają od nas zwierząt systematycznie. Są wyznaczone jeden lub dwa dni w tygodniu i to są ilości, które nie pozwolą zdjąć tej nadwyżki, która z każdym dniem się powiększa. Od prawie dwóch miesięcy nie zostały odebrane tuczniki od hodowców poniżej 80 sztuk. Bo żaden zakład nie wyśle auta do gospodarstwa, które ma mniej niż 80 tuczników. Małe gospodarstwa mają ogromny problem jak to sprzedać – tłumaczył Patryk Horbowiec, 22-letni producent ze strefy niebieskiej.