StoryEditor

Inne spojrzenie na owce – dla wsi i miastowych

Nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że narastający konflikt między wsią, a miastem, który przejawia się m.in. skargami na hałasujący wieczorem kombajn czy na... pianie koguta, wynika z szeroko pojętego niezrozumienia różnych środowisk. 
21.07.2023., 08:07h
Niezrozumienie jest natomiast efektem posługiwania się innym... językiem. Może wielu to zadziwić, ale w unitarnym kraju jakim jest Polska, posługujemy się wieloma językami. Nie mam na myśli lokalnych gwar, ale coraz bardziej specjalistyczne slangi zawodowe, a których poszczególne słowa mogą mieć skrajne znaczenia. Przykładowo nie zapomnę rozmowy z kuzynem z miasta we wczesnych latach 80-tych, w epoce zimnej wojny i powszechnych w szkołach ćwiczeń na wypadek ataku nuklearnego. Gdy przyjechał do mnie na wieś i obiecałem mu, że pójdziemy do silosu w pobliskim RSP, on podniecił się, że ujrzy silos na... rakiety balistyczne ;-)
Powyższy przykład trzeba traktować z przymrużeniem oka, ale znacie Państwo na pewno wiele przykładów, że wzajemne niezrozumienie prowadzi do poważnych konfliktów, czy nawet blokady inwestycji. Jak zatem rozmawiać z miastowymi? Po pierwsze trzeba wyczuć ich potrzeby. Ale te są u nich często ukształtowane wieloletnim ich doświadczeniem i trudno ich przekonać. Czas zatem zacząć pracę organiczną, jak robili to nasi przodkowie przed 150 laty. Trzeba pokazywać im inną, atrakcyjną dla miastowych naturę wsi rolniczej, oraz to, że zwierzęta hodowlane nie są w gospodarstwach krzywdzone, jak to okazują rzadkie, ale niechlubne przykłady nagłaśnianie przez media mainstreamu.
Okazją na dokształcenie w tej kwestii będzie lektura książki znanego Państwu naszego autora, prof. dr hab. Piotr Tryjanowskiego, ornitologa, pracownika zootechniki UP w Poznaniu oraz inż. Romana Cieślara, czeskiego hodowcy owiec pt. ZŁAP ODDECH NA PASTWISKU, Terapeutyczne beczenie owiec.
Hodowla zwierząt od zarania rolnictwa opierała się na gospodarce pasterskiej. Autorzy w książce pokazują jednak nie tylko to co sielankowe, ale także specyfikę codziennego znoju i ryzyko porażki, z której trzeba będzie się podnieść. Zawarte są w niej także elementy agroturystyki oraz czegoś na kształt hipoterapii lub dogoterapii, czyli leczenia (głównie psychiki) przez kontakt ze zwierzętami. Okazuje się, że owce nie są gorsze od koni, psów, kotów czy pszczół. 
Warto spojrzeć na owce, zwierzęta niegdyś dominujące w naszym kraju inaczej. Być może po lekturze powstanie u Państwa pomysł na nowy owczy biznes lub przypomnicie sobie dawne czasy.
tcz
Tomasz Czubiński
Autor Artykułu:Tomasz Czubiński

redaktor „top agrar Polska”, specjalista w zakresie ochrony, uprawy i nawożenia roślin

Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
04. listopad 2024 22:00