Lista strat
Największy spadek, bo aż 60%, zaobserwowano w wiśniach. W innych owocach spadek jest od kilkudziesięciu do kilkunastu procent. Według analiz MRiRW najmniejsze straty poniosły truskawki. Był to poziom 11%. Ponieważ wszystkie uprawy odniosły straty, zbiory w roku 2017 były niższe niż te rok wcześniej, a także niższe od średniej z kilku poprzednich lat. - Ta sytuacja ma znaczący wpływ na produkcję, zarówno na udział w rynku krajowym, jak i w jeszcze większym stopniu na eksport, który spadł. Szacujemy, że eksport spadł o 70%, a może nawet więcej- mówi wiceminister rolnictwa Jacek Bogucki.Cenowy zjazd
Taka sytuacja musiała wpłynąć na ceny uzyskiwane przez rolników. Były wprawdzie wyższe, ale niewielu to odczuło. - Ceny owoców miękkich uzyskiwane przez rolników i sadowników były w 2016 r. niskie i nie gwarantowały opłacalności produkcji. W roku 2017 ceny wzrosły w sposób zdecydowany. W przypadku rolników i sadowników, którzy zebrali plony na poziomie ubiegłego roku lub niewiele niższym, nastąpiła poprawa opłacalności. W przypadku gospodarstw, które poniosły znaczące straty w wyniku wiosennych przymrozków, ów wzrost w wielu przypadkach nie wyrównał straty w plonie. Spowodował, jeśli nie równie złą sytuację ekonomiczną, to nawet – w skrajnych przypadkach pogorszenie tej sytuacji- powiedział wiceminister rolnictwa Jacek Bogucki.Ale zdaniem producentów niskie ceny to nie tylko kwestia złej pogody, ale również struktury właścicielskiej zakładów przetwórczych w Polsce. - Całe przetwórstwo i produkcja soków są zgromadzone w ręku podmiotów, mających swój rodowód poza granicami kraju. Wpływa to bardzo niekorzystnie na rynek i ceny, szczególnie na ceny skupu. Nie bardzo wiem, jakiej trzeba użyć ekonomii, żeby udowodnić, że porzeczkę na produkcję soku z czarnej porzeczki trzeba kupić za 40 gr. Nie bardzo też wiem, jak można było w tym roku pozwolić, żeby cena porzeczki wahała się w skupach od 40 do 50 gr, kiedy praktycznie na całym północnym Mazowszu nie było jednej porzeczki. Kto to robi i po co to robi? – pyta Aleksander Zaręba z NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”.
Walka z szarą strefą
Duże emocje wśród rolników zajmujących się produkcją owoców wywołała inicjatywa resortu rolnictwa, który w walce z szarą strefą zaproponował wprowadzenie nowych zasady zatrudniania pracowników przy zbiorach. Rolnik, który potrzebuje sezonowo pomocy będzie musiał z pracownikiem podpisać umowę oraz zapłacić za niego składki. - Jestem za tym, żeby podnosić średnią miesięczną i średnią godzinową. Podnieśmy jednak również ceny skupu. W tym roku miałam maliny tańsze niż przez poprzednie 2 lata. Ceny robocizny poszły o 30-40% w górę. Słabszego, czyli robotnika najemnego, państwo wspomogło. Mnie rolnika państwo nie wspomogło. Zejdźmy na ziemię. Patrzmy realnie – mówi Celina Jankowska ogrodniczka ze Skierniewic.Co robi rząd?
Jednym z działań podejmowanych w celu poprawy sytuacji na rynku owoców miękkich było wzmocnienie pozycji rolników poprzez organizowanie się grup producenckich i organizacji producentów. Nadal obowiązuje program, ale nie aż tak mocno finansowany, jak było to jeszcze kilka lat temu. Istnieje jednak możliwość otrzymania pomocy finansowej w wysokości 4,1% wartości produkcji sprzedanej przez organizacje producentów. Pułap ten może być zwiększony do 4,6%, jeśli organizacja realizuje środki zarządzania kryzysowego. Do finansowania programu operacyjnego organizacja producentów zakłada fundusz operacyjny, który finansowany jest ze składek członków organizacji lub samej organizacji oraz pomocy unijnej ograniczonej do 60% funduszu operacyjnego.Drugą formą wsparcia dla tej grupy producentów było uchwalenie w 2015 r., a potem poszerzenie w 2016 r., przepisów dotyczących obowiązku zawierania umów i przeciwdziałania stosowania nieuczciwych praktyk handlowych.
Kolejnymi ustawami, które dotyczą tej branży, były ustawy pozwalające, aby rolnicy i sadownicy w większym stopniu uczestniczyli w rynku i mogli w większym stopniu sprzedawać nie tylko surowce rolne, ale także przetworzone surowce rolne. Ale ministerstwo rolnictwa przyznaje, że korzystanie z tej możliwości w Polsce jest jeszcze zbyt ograniczone. - Pamiętam czasy, kiedy miałem trochę więcej czasu dla rodziny i jeździłem po Europie z przyczepą kempingową. Z podziwem patrzyłem szczególnie na państwa Europy Południowej, w których przy wielu gospodarstwach rolnych stały tabliczki, a nawet wystawione przetworzone produkty rolne. Taka praktyka była dosyć powszechna. Mam tu na myśli głównie południową część Europy. W Polsce takich obrazków jest ciągle zbyt mało – wspomina wiceminister Bogucki. wk