W ostatni poniedziałek po godz. 15.00, Mariusz Przewoźnik wybierał obornik w jednym z budynków, pomagał mu młodszy syn i córka bratowej. Nagle jego syn Marek powiedział, że chyba coś się pali w stodole. Okazało się, że zapaliła się bela słomy na środku stodoły. Rodzina nie ma pojęcia, jak doszło do pożaru. Później wszystko rozegrało się tak szybko, że trudno wymieniać kolejność zajmowanych ogniem budynków. Wezwali straż pożarną.
– Zastanawiałem się tylko od czego zacząć, co gasić… Ogień bardzo szybko się rozprzestrzeniał – opowiada gospodarz, który zdążył w ostatniej chwili, z przylegającej do stodoły wiaty, wyprowadzić ciągnik z belarką. Chciał wyprowadzić bydło, ale nie dał rady przejść przez płomienie. Gdy przyjechali strażacy rozpoczęła się akcja ratunkowa dla zwierząt, które kolejno wyprowadzano z budynku. Jednak nie wszystkie niestety udało się uratować.
Jak zapałka
Ogień momentalnie rozprzestrzenił się na stodołę, w której zmagazynowane było zboże i zapasy słomy oraz na murowaną oborę, w której były utrzymywane opasy. Z 19 sztuk, wyprowadzono 11. Reszta – cielęta, byki i jałówki spłonęły żywcem lub miały zbyt silne poparzenia aby udało się wyleczyć poranioną skórę kolejnego dnia. 6 padło w budynku, resztę trzeba było sprzedać.
– Część się udało uratować, część pojechała na przymus do ubojni, część zabrała firma utylizacyjna. Te które padły, były w wieku ubojowym. Dwa młode byczki uciekły, ale po kilku dniach wróciły do gospodarstwa – mówią rolnicy.
Obok obory stały króliki w klatkach, które też spłonęły żywcem. W pobliżu zajęła się wiata z maszynami, samochód i rowery. W pożarze stracili owijarkę do bel, siewnik do zbóż, opryskiwacz, ciągnik, rozrzutnik obornika i prasę.
Ogień w kilka chwil dostał się do kolejnej obory, na strychu była gromadzona słoma, na dole zaś zwierzęta. Pożar gasiły okoliczne jednostki Straży Pożarnej, przez kilkanaście godzin, aż do wtorku rano. Na szczęście w pożarze nie ucierpiały żadne bliskie osoby gospodarzy, ani ich dom. Jednak nerwy całej rodziny są zszargane, a oni zrozpaczeni.
Na domiar złego, chyba, żeby całkiem uprzykrzyć życie pogorzelcom, lis dzisiejszego ranka wykradł kury i kaczki, które cudem przeżyły pożar. Ostała się jedna kaczka...
Gospodarstwo pełne dzieci z pasją do rolnictwa
Gospodarstwo było ubezpieczone, podzielone na Mariusza i jego bratową. Oboje odprowadzali składki jako współwłaściciele budynków. Na razie szkód nie oceniał rzeczoznawca, ale są znaczące. W gospodarstwie był technik i policja. Sprawa jest w toku.
Dzieci w pożarze straciły rowery, a do szkoły jest niemały kawałek... Dzieciaki kupiły rowery za zaoszczędzone pieniądze. Na pewno jest im bardzo przykro, szczególnie, że wszystkie były w domu i patrzyły jak płonie ich rodzinne gospodarstwo.
Pomoc sąsiedzka
Zbliżają się żniwa, w pożarze rolnicy stracili prawie wszystkie maszyny i zapas paszy na najbliższe kilka miesięcy. Ponadto nie mają nawet jednego budynku, który mógłby posłużyć za tymczasowy dom dla bydła. Część ocalałych zwierząt przygarnął do swojej obory sąsiad.
W tej okolicy, może nie wszyscy, ale Ci dobrej woli, zdają sobie sprawę, że „dzisiaj ty, jutro my”, że dobro wraca i trzeba sobie pomagać. Każdego może spotkać taka tragedia. Rolnicy organizują pomoc na teraz. Rodzinie najbardziej potrzebne są pieniądze – na dach, na odbudowę stada, maszyny, a tych niestety zawsze brakuje.
Jak pomóc?
Wszelka pomoc się przyda, z gospodarzami można się skontaktować na nr. telefonu 798 591 560 (Agnieszka i Mariusz Przewoźnik), z kolei Straż Pożarna wraz z Bankiem Spółdzielczym utworzyły specjalne konto, na które można wpłacać pieniądze. Warto pamiętać, że liczy się każdy grosz. Pomagajmy, w grupie siła!
Ochotnicza Straż Pożarna w Kamieńczyku utworzyła zbiórkę pieniędzy (poniżej numer konta bankowego oraz tytułu przelewu):
32 9221 0000 0026 2916 2000 0030
OSP Kamieńczyk
Pomoc dla pogorzelców
Agnieszka i Mariusz Przewoźnik
Kamieńczyk
dkol
Fot. Kolasińska