![570418](https://static.topagrar.pl/images/2025/01/30/o_570418_1280.webp)
Kiedy osiem lat temu Jarosław Kaczyński przedstawiał swoją idylliczną wizję inwestycji, która ma wzmocnić pozycję Polski w skali Europy, nikt nie wierzył, że może się ona stać rzeczywistością. A jednak. Dziś przez Centralny Port Komunikacyjny (CPK) rozgrywa się koszmar wielu rolników i batalia o bezcenne grunty rolne, niejednokrotnie będące krwawicą wielu pokoleń.
– Nie jesteśmy przeciwni inwestycji, ale nie na barbarzyńskich zasadach – podkreślił stanowczo Tadeusz Szymańczak ze wsi Skrzelew, który wspólnie z córką i synem gospodaruje na blisko 100 ha czarnych ziem, gleb, które w Polsce stanowią raptem 2%. Czy biorąc zatem pod uwagę chociażby bezpieczeństwo żywnościowe, o którym tak wiele się mówi, nie będzie to dla Polski strzał w kolano, gdy zabetonujemy 8 tys. ha jednych z najlepszych ziem w kraju?
Na samym początku do boju o swoje nieruchomości stanęło blisko 2 tys. rodzin z gminy Baranów, Teresin i Wiskitki na Mazowszu. Dziś na placu bitwy zostało już kilkaset rodzinnych gospodarstw, dla których rolnictwo to jedyne źródło dochodu, a zarazem całe życie. I choć woli do walki im nie brak, bo nie ulegli narzucanym wycenom na poziomie niejednokrotnie 5 zł/m2 ziemi rolnej, to decyzja lokalizacyjna dla lotniska CPK, którą ogłoszono nagle i niespodziewanie przez wojewodę mazowieckiego 9 stycznia br., a która wiąże się już stricte z wysiedleniami, mocno zachwiała ich wizją przyszłości.
Ktoś tego nie przemyślał
– Lotnisko na ziemiach klasy od II do IVb, w typie czarna ziemia to niewyobrażalna strata. O takie gleby powinniśmy dbać i traktować jak skarb narodowy, zwłaszcza ze względu na zmieniający się klimat i coraz częściej powtarzające się susze – zwróciła uwagę Sylwia Szymańczak. Niepodważalną zaletą tych gleb jest to, że dobrze kumulują wilgoć i chłoną wodę jak gąbka.
– Gleba pięknie się zachowuje nawet przy punktowych i zlewnych deszczach. Są to gleby, na których ktoś tylko zasiewa, a to bez większego trudu wyrośnie, dając zadowalający plon – przekonuje rolniczka. Jej rodzina od 37 lat organizuje z powodzeniem w gospodarstwie Dni Kukurydzy, których los obecnie jest mocno zagrożony. Według coraz bardziej realistycznego planu, już w niedalekiej przyszłości przebiegać ma tam pas startowy. Pod nóż ma trafić ok. 75 ha ziem, klasy głównie IIIa i IIIb i co najgorsze, serce gospodarstwa.
Doskonałe gleby to jedno. Sylwia Szymańczak podkreśla, że kukurydza i burak, które królują na polach w ich regionie mają stosunek CO2 do tlenu 3: 1.
– Jesteśmy obecnie niesamowitym rezerwuarem czystego powietrza dla stolicy. Hektar to ekwiwalent tego, co wytwarza las w optymalnym momencie produkcji tlenu. Więc nie tylko żywimy, ale i dotleniamy Warszawę. Poza tym, co z gatunkami roślin i zwierząt będących pod ochroną na naszym terenie? – dodaje rolniczka.
Głusi na argumenty
Nikt jednak nie chce słuchać tych argumentów. A szkoda. Rolnicy wymyślili też całkiem ciekawe rozwiązanie, które mogłoby uratować wieś przed inwestycją. W skrócie: rozbudowa Lotniska Chopina, usprawnienie ruchu w Warszawie, wyprowadzenie tanich linii i czarterów do Modlina, a cargo do Radomia.
– Mówiono, że można rozbudować Lotnisko Chopina, więc skoro mamy lotnisko w mieście, co jest tak naprawdę dużym atutem, szczególnie jeśli chodzi o kwestie biznesowe, to zróbmy to. Można rano przylecieć, a wieczorem odlecieć, i po co tłuc się pociągiem do Baranowa? – mówi rolniczka, dodając: – Czy czartery i tanie linie naprawdę muszą latać z centrum Warszawy, skoro odległość do lotniska Warszawa-Modlin to zaledwie 40 km? Tym bardziej, że samorząd Mazowsza podjął się obecnie rozbudowy 5 km nitki kolejowej, brakującego odcinka, do tego lotniska.
– Gdyby zatem nawet liczyć to z przesiadką, ale pociągi kursowałyby co 15–30 minut między jednym a drugim lotniskiem, chyba nie byłby to jeszcze koniec świata – rozważa rolniczka. Przeniesienie cargo do Radomia, gdzie w budowę lotniska włożono miliony, a teraz stoi i niszczeje i gdzie też wojewoda mazowiecki wysiedlał mieszkańców, również zdaniem rolników wydaje się rozsądnym rozwiązaniem, a już na pewno, jak wskazuje Sylwia Szymańczak, byłoby zdecydowanie mniejszym kosztem dla nas wszystkich jako podatników.
– Nikt rozważny na całym świecie nie koncentruje takiej logistyki w jednym miejscu. Czy Ukraina gromadzi swoją broń w jednym miejscu? Mówienie ludziom, że tu będzie bezpiecznie to idiotyzm – mówi zbulwersowany Tadeusz Szymańczak, założyciel stowarzyszenia "Ochrona i Rozwój – Nie dla CPK". Jego zdaniem ten projekt nie ma uzasadnienia przyrodniczego, biologicznego, społecznego, finansowego, co zresztą wykazała Najwyższa Izba Kontroli w 2022 roku, a już na pewno militarnego.
– Ustawa budżetowa na 2025 r. zakłada rekordowy deficyt 289 mld zł. To są gigantyczne pieniądze, przez które sytuacja gospodarcza Polski z dnia na dzień zmienia się bardzo na niekorzyść. Nas nie stać na taką inwestycję – zwraca uwagę Wiesław Boniecki ze wsi Nowy Oryszew, któremu pod lotnisko ma zostać odebrane całe 25-hektarowe gospodarstwo.
Niewolnik na własnej ziemi
– Dobra Polski nie buduje się na krzywdzie ludzkiej – podkreśla stanowczym głosem senior rodziny Szymańczaków. I choć procedura wywłaszczeniowa jeszcze się nie rozpoczęła, rolnicy z aż 18 gmin ze względu na rezerwację gruntów pod lotnisko CPK muszą występować do władz spółki o pozwolenia na budowę. Przez takie ograniczenia rolnicy nie mogą rozwijać gospodarstw, co więcej, nawet boją się to robić, bo nie wiadomo, jaki finał będzie miała ta sprawa.
– Przez CPK nie możemy inwestować i się rozwijać. Zabiera nam się ziemię przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Jedni mówią, że po co nam gospodarstwo? A ja jestem dumny, że mogę kultywować to, co robili moi przodkowie – przyznaje ze smutkiem Kamil Grzelak ze wsi Drybus, który właśnie przejął stery rodzinnego gospodarstwa. Gdy pod inwestycję zabiorą mu 1,9 ha i to gruntów klasy II, zostanie mu 5 ha.
Wielu obawia się niestety najczarniejszego scenariusza, choć jeszcze w 2018 roku, gdy zaczęły się konsultacje społeczne, wydawało się, że wiele rzeczy będzie można dogadać.
– To było złudne myślenie, a konsultacje społeczne to była bardziej pogadanka władz CPK, jak oni widzą tę inwestycję. Mało tego, wszystkie uwagi rolników podczas konsultacji zostały zebrane i tak uwzględnione w przepisach, żeby nie można było się do nich odnieść. Naszą otwartość i chęć do rozmów wykorzystali przeciwko nam – podkreśla rozgniewana Sylwia Szymańczak. I nie ma się co dziwić. Myśl o tym, że gospodarstwo, które jej tato przejął po babci w latach 70. XX w., i które wówczas liczyło 3,5 ha, a dziś tytaniczną pracą trzech pokoleń rozbudowali blisko 30-krotnie, może zostać im odebrane, budzi ogromny gniew i rozczarowanie systemem.
– PiS jeszcze z nami rozmawiał. Obecna władza od 13 grudnia 2023 r., a więc w niedługim czasie po objęciu rządów, przestała odbierać telefony i odpowiadać na jakiekolwiek pisma – mówi Tadeusz Szymańczak. A dokładnie pamięta, jak przed zakończeniem kampanii wyborczej byli u nich i składali obietnice: "zatrzymamy, rozliczymy, zadośćuczynimy". Maciej Lasek z Koalicji Obywatelskiej, który pełni obecnie funkcję pełnomocnika rządu ds. CPK, zarzekał się, że jeśli wygrają wybory, projekt CPK na pewno będzie zatrzymany, a pierwszą rzeczą, którą zrobią, będzie audyt sprawdzający, dlaczego w związku z inwestycją wydano aż tyle pieniędzy. Nic takiego nie miało miejsca.
– Tylko, jak chcą zadośćuczynić krzywdzie, skoro jedna osoba już odebrała sobie życie przez ich metody, polegające na nachodzeniu i powtarzaniu, że jak nie zgodzi się na sprzedaż gruntów na ich warunkach, to wojewoda wywłaszczy go za połowę ceny? To mu życia nie wróci. Pierwsza łopata pod CPK została wbita, ale na cmentarzu – dodaje Szymańczak, który wspólnie z rodziną i sąsiadami zachodzi w głowę, po co rezerwacja 8 tys. ha, skoro lotnisko, jak podaje spółka, zajmie 2585 ha.
Bez żadnych skrupułów
– Były pełnomocnik rządu ds. CPK Marcin Horała nie pozostawił złudzeń w tej kwestii, kiedy w jednym z wywiadów, które obiegły media w całej Polsce, przyznał, że sprzedadzą je hotelom i firmom spedycyjnym za grubo ponad 1000 zł/m2, bo tyle jego zdaniem te grunty będą warte za 5–10 lat. Czyli co, chcą dorobić się naszym kosztem? – zwraca uwagę Sylwia Szymańczak. Wyciągi z aktów notarialnych jasno wskazują, że w czerwcu, lipcu i sierpniu 2022 r. zawarto transakcje w gminie Baranów po 5, 7, czy 8 zł za m2. Takich cen nie ma nawet w obrocie między rolnikami.
– Jeśli ktoś mówi, że sprzedał ziemię, to tylko za cenę spokoju – dodaje rolniczka. A wystarczyłoby uczciwie podejść do tematu i zapłacić za te grunty jak za grunty inwestycyjne, przemysłowe. – Od znajomych wiem, że w niektórych przypadkach wycena nieruchomości trwała pół godziny. Proszę mi powiedzieć, jak można dorobek czyjegoś całego życia wycenić w tak krótkim czasie? To żenujące i tylko pokazuje, jak bardzo nasz los jest im obojętny – dodaje.
– Staraliśmy się rozmawiać ze spółką CPK, żeby wyłączyli nasze gospodarstwo, nie tyle ziemię, ale dom rodzinny, z którym wiąże się masa wspomnień. Mama bardzo to przeżywa – mówi Mariusz Kaczmarek ze wsi Drybus. Rolnik, którego 10-hektarowe gospodarstwo ma w związku z inwestycją zostać zrównane z ziemią, zwraca jednak uwagę, że podejście przedstawicieli CPK jest karygodne, bowiem w ich przypadku nie zgodzili się na wyłączenie, choć są kilometr od lotniska, a sąsiadowi przyklepali, a jest jeszcze bliżej.
– Na wyznaczenie nieruchomości zamiennych też się nie zgodzili, więc w jakim kraju my żyjemy i po co płacimy podatki, skoro nie mamy prawa własności? Moja rodzina nie wyprowadzi się dobrowolnie z domu i będzie to tylko i wyłącznie wstyd dla obecnej władzy, że wyborcy, którzy na nich głosowali, skuci w kajdankach, wyprowadzani siłą będą opuszczać swój dom – burzy się.
Lata doświadczeń do kosza
Rodzina Szymańczaków, zderzając się też przez lata z wysokim murem, który postawiła spółka, postanowiła przystąpić pod koniec listopada 2024 r. do Programu Dobrowolnych Nabyć (PDN), ze wskazaniem wyłonienia dla nich nieruchomości zamiennej. I choć apelowali o to przez ostatnie cztery lata, spółka zasłaniała się programem jako jedyną drogą do jej wskazania.
– Pierwsze spotkanie u nas w domu z przedstawicielami CPK odbyło się 5 grudnia 2024 r., przez te wszystkie lata nikt nie odważył się zapukać do naszych drzwi – mówi Sylwia Szymańczak. I choć nie uzyskali jeszcze wyceny nieruchomości, już dziś wie, że nie da się odtworzyć ich rodzinnego gospodarstwa gdziekolwiek indziej. I nawet gdyby chcieli wybudować się na gruntach, które im zostaną, to na przyłącze energetyczne czeka się nawet 2 lata.
– Dla mnie widmo wywłaszczenia to utrata dwóch źródeł dochodu – z gospodarstwa i działalności gospodarczej, bowiem moja firma organizuje Dni Kukurydzy w Skrzelewie. Nasze gospodarstwo jest w europejskim systemie gospodarstw wdrożeniowych. Jak to mają zamiar wycenić?! Jak te lata doświadczeń miałabym przenieść gdzieś, gdzie panują zupełnie inne warunki? To niemożliwe – dodaje rolniczka. Nie mówiąc już o nierzetelności rzeczoznawców, z którą sami zderzyli się już na samym początku wyceny nieruchomości.
– Mam prawie 3 ha lasu, więc każą mi drzewa liczyć. Przecież to absurd – dodaje Tadeusz Szymańczak.
Nagły zwrot w sprawie
Przystąpienie do PDN nie jest jednoznaczne ze sprzedażą gruntów, choć CPK lubi chwalić się liczbami. W odpowiedzi z 13 stycznia 2025 r. na nasze zapytanie o ilość gruntów zakupionych przez spółkę w ramach PDN pod lotnisko padło 1188 ha, natomiast wg informacji prasowej, zamieszczonej na stronie CPK z 3 stycznia br. jest to 1700 ha. I choć ta rozbieżność budzi nie lada podejrzenia, niedogadanie się ze spółką skutkuje tylko i wyłącznie wywłaszczeniem. A teraz, gdy decyzja lokalizacyjna uprawomocni się, machina wywłaszczeń prawdopodobnie ruszy. Niemniej rolnicy zastrzegają, że nie zamierzają składać broni i będą walczyć do końca o swój dorobek.
Natomiast nie oszukujmy się – sytuacja jest patowa, bowiem po raz pierwszy w historii wywłaszczone grunty mają trafić nie na rzecz Skarbu Państwa, a na rzecz spółki prawa handlowego. Nie mając w przeszłości takich doświadczeń sprawia, że rolnicy w tym momencie nie mają się do czego odnieść.
– Chcemy tylko uczciwego potraktowania i uczciwych rozwiązań. Nie chcemy żyć w wiecznym strachu – podkreśliła Sylwia Szymańczak. Oby ten głos wreszcie został wysłuchany!
Na kolejnych stronach przedstawiamy też inne historie rolników związane ze stawianiem państwowych inwestycji.
Ten artykuł pochodzi z wydania top agrar Polska 2/2025
czytaj więcej