
O tym jaka jest sytuacja na polach, jak działa aplikacja suszowa i czy uda się przycisnąć ministerstwo rolnictwa do zmian w sposobie szacowania suszy rozmawiamy z rolnikami w kolejnym odcinku programu AgroKomentator. Gośćmi są rolnicy: Emil Mieczaj, Tomasz Bodnar i Daniel Słomka ze stowarzyszenia PTR (Partia Twitterowych Rolników).
Wiosenny deficyt wody - gdzie jest najgorsza sytuacja?
Susza na polach zaczęła się już zimą. Śniegu zasadniczo nie było, opady deszczu były znikome, a zwłaszcza luty był rekordowo suchy. Także w marcu opady były niewielkie. Są takie regiony w Polsce, w których przez długi czas nie spadła ani jedna kropla deszczu. Tak źle nie było od 10 lat. Najgorsza sytuacja jest obecnie na północnym wschodzie i w centrum kraju, czyli tam, gdzie w zeszłym roku susza najbardziej doświadczyła rolników.
Co prawda synoptycy przewidują, że w najbliższych dniach w całym kraju pojawi się deszcz, jednak jego natężenie będzie słabe. Problem więc nie zniknie. Tymczasem sezon prac polowych ruszył pełną parą: rolnicy sieją, nawożą, pryskają. I niestety boją się, że plonu po prostu nie zbiorą.
- W woj. zachodniopomorskim jesteśmy przyzwyczajeni, że wiosną mamy deficyt wody. Niestety, wiemy już, że w tym roku plony będą słabe. Jeśli do tego przyjdzie upalny maj i czerwiec, to z plonami będziemy mogli się pożegnać – mówi Emil Mieczaj, rolnik z woj. zachodniopomorskiego. Dodaje, że nie tylko jare uprawy dotyka deficyt wody, ale i oziminy są osłabione.
- Ja kończę siewy gorczycy i bardzo cienko to wygląda. Zazwyczaj po 7 dniach były już normalne wschody, a u mnie w tej chwili po 10 dniach nie widać tych wschodów. Do tego w prognozach nie ma żadnych opadów. Jest naprawdę źle – podkreśla Tomasz Bodnar, rolnik z woj. zachodniopomorskiego.
Nieco lepsza sytuacja, z uwagi na specyfikę terenu, jest na Żuławach.
- Mamy deficyt opadów. Ale na razie typowej suszy glebowej nie widzimy. O ile wierzchnia warstwa gleby jest faktycznie przesuszona, to jest zapas wody z okresu zimowego – zaznacza Daniel Słomka, rolnik z Żuław (woj. pomorskie).
Zobacz także: Pomoc suszowa jest już pewna. Rząd wydał zgodę. Na jakie stawki mogą liczyć rolnicy?
Rolnicy robią, co mogą, by radzić sobie z tą suszą i minimalizować jej negatywne skutki dla upraw. Próbują regulować stosunki wodne, a tam, gdzie mogą, stosują technologię bezorkową.
- Od 20 lat stosuję uproszczony system siewu, a od 7 lat system strip-till. Do tego głęboszowanie i poplony, które chronią przed odparowaniem wody. W tej chwili w zasadzie 100 proc. powierzchni uprawiam w systemie strip-till – tłumaczy Bodnar.
System pomocy suszowej musi działać
Ale nawet najlepsze technologie nie pomogą, jak nie będzie wody. Dlatego tak ważne jest, aby dobrze funkcjonował system pomocy suszowej i szacowania strat na polach. Obecnie są z tym bardzo duże problemy, bo co innego szacuje aplikacja, a co innego widzi rolnik na swoim polu. Pomiary często nie pokrywają się z rzeczywistością. Dochodzi do takich absurdów, że rolnik ma straty suszowe na poziomie 300-400 tys. zł, a pomocy nie otrzymuje.
- Koło Choszczna mieliśmy podobny przypadek. Rolnik na uprawach miał 35 proc. strat, a na łąkach 1 proc. start i pomocy nie dostał, bo aplikacja wyliczyła mu 29.,99 proc. – mówi Mieczaj.
Zdaniem rolników powinna być rozbudowana sieć stacji meteorologicznych IUNG.
- Bo opady mają to do siebie, że potrafią być punktowe. Poza tym, rolnicy nie wiedzą, jak działa metodologia wykorzystanych danych w aplikacji. Chodzi o to, że mamy różne kategorie podatności gleby na suszę. Podstawowe są 4 kategorie gleb i nie są one całkowicie powiązane z klasami gleb. I biorąc pod uwagę kwestie podatności na suszę, można wytłumaczyć, dlaczego moje pole ma straty 20 proc., a pole sąsiada 50 proc. Problem polega jednak na tym, że aplikacja nie zawsze daje logiczne wyniki – podkreśla Słomka.
Rolnicy podejrzewają, że politycznej woli do zmian w szacowaniu suszy może zabraknąć, bo gdyby państwo chciało uczciwie płacić za straty rolników, potrzebowałoby na to potężnych środków.
- Algorytm suszowy ustalany do zawartości kasy w ministerstwie – ocenia Tomasz Bodnar.
Powstaje grupa suszowa
Być może uda się wypracować jakieś rozwiązania, bo w ministerstwie rolnictwa mają zostać powołane grupy robocze, które wraz z rolnikami wypracują rozwiązania dla najpilniejszych problemów w rolnictwie. Będzie też grupa suszowa. Rolnicy mają nadzieję, że tym razem prace ruszą do przodu, bo z poprzednich grup roboczych, które miały pracować w zeszłym roku niewiele wyszło.
- Boimy się, że system się nie zmieni, bo państwo musiałoby wyłożyć pieniądze, jeśli system byłby sprawny. A tak, póki skarbonka jest pusta, nic się nie zmieni. Coś tam nam skapną, dadzą jakąś pomoc dla rodzin i będą mówić, że pomogli rolnikom. Ale my oczywiście będziemy brać udział w pracach grup roboczych. Wnioskujemy między innymi o to, by wziąć pod uwagę także wysokie temperatury, czyli wilgotność i temperaturę gleby. Podam przykład: sprawdzaliśmy wilgotność na 1 m². Wynosiła ona 8 proc. Można to porównać do tego, że weźmie się doniczkę z ziemią, wsadzi do piekarnika, wysuszy do 8 proc., a potem podleje. Co z tej wody, skoro roślina już umiera? – tłumaczy pan Emil.
Rozmowy z ministerstwem mogą być jednak trudne, bo resort twierdzi, że „aplikacja działa prawidłowo, co potwierdzają dane GUS przedstawione w wynikach szacunku produkcji upraw”. Poza tym rolnicy chcieli, by starty szacowały komisje gminne. Ale ministerstwo ostatecznie się na to nie zgodziło.
Rolnicy źle ocenili też propozycje pomocy dla rodzin w wysokości 3000 zł. To pomoc, o którą będą mogły ubiegać się gospodarstwa mające straty na poziomie co najmniej 15 proc. średniej rocznej produkcji roślinnej i nie niższe niż 6400 zł.
- Ja w swoim 300-ha gospodarstwie miałem stratę 29,76 proc., więc się łapię na pomoc dla rodzin. Do hektara dostanę 10 zł. To jest potwarz – podkreśla pan Tomasz.
Kamila Szałaj