W pierwszej części artykułu o restrukturyzacji i oddłużeniu gospodarstw wspominałem m. in. o najważniejszych problemach rolników, w tym biurokracji oraz o postępowanie restrukturyzacyjnym i finansowaniu działalności rolniczej. Pora na kolejne, ważne zagadnienia.
Wiarygodna ocena stanu majątkowego rolnika
Dokładnie taki sam problem występuje w prowadzonych przeze mnie postępowaniach restrukturyzacyjnych. Rolnicy, z którymi spotkałem się, prowadzili najczęściej rejestr VAT oraz ewidencję przychodów i kosztów.
Kluczem do restrukturyzacji jest wiarygodna ocena nie tylko stanu majątkowego przedsiębiorcy, ale przede wszystkim jego możliwości generowania gotówka niezbędnej do utrzymania firmy i spłaty zadłużenia.
Idealną sytuacją w takim przypadku jest, gdy przedsiębiorca/rolnik prowadzi pełną sprawozdawczość finansową, do czego zobligowane są między innymi spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Zgodnie z obowiązującym prawem rolnicy nie muszą prowadzić takiej księgowości dla celów podatkowych, co jest korzystne choćby z tego powodu, że koszty takiej sprawozdawczości są wyższe niż koszty prostej ewidencji wymaganej przez obecnie obowiązujące prawo od rolnika.
Analityk myśli inaczej niż rolnik
Niestety ta sytuacja ma też swoją ciemną stronę. Przede wszystkim przedsiębiorca, którym jest rolnik, nie widzi efektywności finansowej poszczególnych obszarów prowadzonej działalności. Z mojego doświadczenia wynika, że sam rolnik mniej więcej wylicza na swoje potrzeby, które z jego produktów są dochodowe, a które przynoszą straty, często to okazuje się dopiero w konkretnym roku, dawno już po dokonaniu wszystkich nakładów niezbędnych do wygenerowania przychodów.
Nie widzi tego jednak analityk sporządzający program restrukturyzacyjny z uwagi na brak odpowiedniej struktury danych. Otrzymuję informację o tym, ile w danym miesiącu, czy roku rolnik poniósł kosztów, podczas gdy powinienem dokonać analizy które z prowadzonych przez niego działalności są najbardziej kosztochłonne, które są obarczone największym ryzykiem, a przede wszystkim poszukać kosztów możliwych do redukcji lub zupełnej likwidacji.
Podobnie z przychodami, jest oczywiste, że przygotowując uprawę, lub rozpoczynając cykl hodowlany w kolejnych latach może się okazać że uprawa jednak nie przyniesie zysku, bo spadną ceny na jej produkty, bądź na hodowane zwierzęta, ale gdy mam szczegółowe dane na temat tej konkretnej uprawy bądź hodowli mogę policzyć które z upraw są historycznie najbardziej ryzykowne i zaproponować zmniejszenie ryzyka przez zwiększenia areału upraw bądź pogłowia zwierząt, które do tej pory generowały niższe ryzyko. Nie mając pełnej informacji o przeszłości, nie mogę sporządzić wiarygodnej prognozy przyszłości, a dla wierzycieli, którzy mają w postępowaniu restrukturyzacyjnym zostać przekonani do przygotowanego przez rolnika programu restrukturyzacyjnego najważniejsze jest by wyliczyć sobie, w oparciu o podane przez niego dane jak wysokie jest ryzyko niezrealizowania warunków układu i czy warto tracić czas na jakieś negocjacje czy nie lepiej odmówić restrukturyzacji i przeprowadzić egzekucję lub doprowadzić do upadłości.
Propozycje układowe a efektywność finansowa
Dla przykładu, przygotowując propozycje układowe analizuję jaki wpływ na efektywność finansową działalności mają koszty finansowe, a więc płacone co miesiąc przez dłużnika oprocentowanie od zaciągniętych kredytów, pożyczek czy inne koszty związane z zadłużeniem. Jest to istotne dla analizy jednego z instrumentów restrukturyzacji działalności, którym jest obniżenie z oprocentowania lub całkowita rezygnacja z oprocentowania zadłużenia.
Nie mając danych, które w rachunku wyników pojawiają się w dziale omawiającym koszty finansowe, nie mogę z pełną odpowiedzialnością prezentować wobec wierzycieli stanowiska, że obniżenie oprocentowania będzie miało wpływ na zdolność spłaty zobowiązań przez Dłużnika i z tego powodu warto wdrożyć ten instrument.
Uproszczona księgowość – zły wariant dla rolnika
Z tego względu oceniam, że ułatwienie, jakim miało być w zamyśle dopuszczenie dla rolników uproszczonej formy prowadzenia ksiąg rachunkowych, oraz sprawozdawczości rachunkowej jest w ostatecznym rozrachunku w trudnym momencie, ciosem w tę grupę zawodową, która wskutek tego nie ma możliwości by wiarygodnie zaprezentować efektywność prowadzonej działalności, a co za tym idzie rozwiać obawy wierzycieli o ryzyko braku spłaty zobowiązań. Ryzyko to może być zamortyzowane w zasadzie tylko poprzez dodatkowe zabezpieczenie udzielanego finansowania. Wierzyciel lub instytucja finansowa, która nie potrafi wyliczyć ryzyka wymaga na wszelki wypadek wyższych od standardowych zabezpieczeń w postacie poręczycieli, zastawów czy hipoteki na nieruchomościach. Im więcej, tym lepiej. Nadzabezpieczenie z oczywistych powodów utrudnia prowadzenie działalności, gdyż majątek, który mógłby być zabezpieczeniem dla dodatkowych kredytów jest zablokowany przez wcześniej udzielone finansowanie, co odcina rolnika do podwyższenia finansowania za pomocą środków obcych.
Duży może więcej – organizujmy się!
Dla wszystkich jest oczywiste, że duża firma, o większych zasobach finansowych, może wynegocjować dla siebie lepsze warunki umowy z mniejszą i mniej zasobną firmą.
W tym puncie chciałbym poruszyć wątek słabości negocjacyjnej drobnych rolników wobec dużych firm, które dyktują im warunki.
Umowy komercyjne niekorzystne dla rolnika
Uczestniczyłem w procesie restrukturyzacji hodowcy bydła. Kluczem w tej działalności są cielęta, które hodowca kupuje lub otrzymuje do opasienia. Po zapoznaniu się z umowami, które wiązały tego rolnika z firmami dostarczającymi cielęta byłem zszokowany jak są one niekorzystne dla rolnika. Zawierały one wiele nieścisłości, niejasności, wiele jest punktów kluczowych, które decydują o rentowności hodowcy, a jednocześnie nie dając rolnikowi możliwości wpływu na sposób realizacji tych punktów. Odnoszę wrażenie, że wśród wielu mniejszych rolników jest brak zaufania do prawników i przesadna wiara w to, że dobrze wykonana praca obroni się sama.
Zła umowa zniweczy pracę i wiedzę najlepszego rolnika
Poczucie obowiązku i profesjonalna wiedza, z którą mniejsi rolnicy układają swoją współpracę z dużymi firmami opierają się na przekonaniu, że skoro rolnik ma doświadczenie i wiedzę o tym jak hodować trzodę chlewną czy byki, to na pewno sobie poradzi, bo wiele razy już to robił wcześniej. Tymczasem okazuje się, że niedopowiedzenia w umowie, niejasności, niespójności, a czasem po prostu brak odpowiedniego, sprawdzonego, a co za tym idzie dobrego materiału genetycznego, czego przecież nie można sprawdzić licząc dostarczone na przyczepie zwierzęta, sprawiają, że pomimo doświadczenia, pomimo zaangażowanego kapitału i ciężkiej pracy ten biznes w ostatecznym rozrachunku nie opłaca się. To znaczy: biznes opłaca się dużej firmie, która dostarcza cielęta a potem dyktuje ceny odbioru opasionych zwierząt, ale nie opłaca się rolnikowi.
Powszechna praktyka - przeniesienie ryzyka na rolnika
Od wieków jest tak, że najszybciej można zbić majątek przenosząc jak największą część ryzyka i kosztów na drugą stronę kontraktu w oparciu o dobrze zawarte umowy. Nawet opłacalny biznes może przynieść straty, jeśli umowa jest źle skonstruowana.
Z moich obserwacji wynika, że brakuje wśród rolników świadomości, że pomimo tego, że znają się na wielu różnych branżach, na wielu różnych aspektach pracy w gospodarstwie i naprawie maszyn, to jednak nie muszą znać się na zawieraniu umów, a sama pewność, że zrealizuje umowę najlepiej jak umie, nie oznacza, że druga strona nie wykorzysta posiadanych przewag i swojej silniejszej pozycji.
Uwaga na zwierzęta otrzymane do hodowli!
Żeby nie być gołosłownym przytoczę kilka przykładów z ostatniej prowadzonej restrukturyzacji. Rolnik otrzymuje zwierzęta do hodowli, ale nie ma możliwości, żeby je sprawdzić.
Na pierwszy rzut oka okazują się zdrowe i zadbane, problemy pojawiły się po upływie ok. 2 tygodni. Umowa powinna przewidywać okres przejściowy w którym upadki lub choroby dostarczonych cieląt powinny obciążać ryzykiem ich dostawcę, a nie rolnika, zobowiązując tego dostawcę do dostarczenia nowych sztuk, jeśli w umówionym okresie dostarczone zwierzęta okażą się niepełnowartościowe. To taka sama sytuacja jak z kupnem samochodu, często usterki pojawiają się dopiero po pewnym czasie używania.
W umowach z którymi spotkałem się rolnik przyjmując zwierzęta brał na siebie całkowite ryzyko ich upadku albo choroby, nie znając ich linii genetycznej, nie mogąc jej realnie zweryfikować, ani nie wiedząc czy te zwierzęta nie zostały przygotowane do sprzedaży czy do przekazania na chów, podobnie jak przygotowywane były w przeszłości samochody na giełdę.
Gdy zwierzę pada, ocena o przyczynach upadku lub choroby również pozostaje w całości po stronie firmy, która takie zwierzę dostarczyła lub pozostaje dla tej firmy nieistotna, co oznacza przeniesienie ryzyka upadku zwierzęcia w całości na hodowcę. Często taki upadek jest rzeczywiście winą hodowcy, lub niezawinionym przypadkiem, ale przecież możemy sobie łatwo wyobrazić, że materiał genetyczny dostarczonych zwierząt jest niskiej jakości i jest to wina firmy, która dostarczyła te zwierzęta. Jak rolnik ma się obronić przed obciążeniem go takim ryzykiem?
Autor jest doradcą restrukturyzacyjnym w Kancelarii Feniks. Od wielu lat współpracuje z małymi i średnimi przedsiębiorcami oraz z rolnikami. Wcześniej zajmował się głównie finansowaniem firm, które chciały się rozwijać. Teraz razem z przyjaciółmi zajmuje się szukaniem wyjścia z trudnych sytuacji życiowych, w które popadają przedsiębiorcy oraz rolnicy.
Nr licencji 1964. Tel. do biura 45 956 70 65