Przykładem tego, jak dobra organizacja powoduje, że produkcja roślinna wspierana przez hodowlę bydła stanowi doskonałe uzupełnienie gorzelni rolniczej, jest rodzinny biznes Karmowskich zlokalizowany w Radziczu w woj. kujawsko-pomorskim.
Historia gospodarstwa
Gospodarstwo Rolne Radzicz jeszcze przed okresem przekształceń własnościowych funkcjonowało jako niezależna jednostka. Nie radziło sobie jednak wówczas najlepiej. W sąsiedztwie rozkwitała natomiast Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna w Sadkach, którą zarządzał Jacek Karmowski, ojciec Łukasza. Ówczesny wojewoda, widząc degradację gospodarstwa i jednocześnie wysoko oceniając umiejętności prezesa spółdzielni, zlecił mu zarząd komisaryczny celem przygotowania gospodarstwa do przejęcia przez AWRSP.
– To były takie czasy, że zaproszenie wojewody do objęcia zarządu komisarycznego było praktycznie propozycją nie do odrzucenia – mówi Jacek Karmowski. Później już w procesie przekształceniowym GR Radzicz zostało wystawione na przetarg, w którym uczestniczyła także spółdzielnia, ale wygrał go inny oferent, który potem nie podpisał umowy dzierżawy.
Ogłoszono kolejny przetarg i w tym już ojciec Łukasza wystąpił jako osoba fizyczna, a po jego wygraniu poddzierżawił gospodarstwo spółdzielni w Sadkach. Trwało to ok. 2 lata, po których Jacek Karmowski bardzo szybko, bo już w roku 1996 rozpoczął proces wykupu gospodarstwa.
Początki hodowli bydła
Gospodarstwo początkowo miało 330 ha, w tym 308 ha GO, później w dwóch kolejnych latach dokupiono najpierw 16 ha, a potem jeszcze 35 ha. Czasy były bardzo trudne, a gospodarstwo zajmowało się wyłącznie produkcją roślinną. Rzepak na polach wymarzł, a możliwości wiosennego przesiewu pozwalały jedynie na zasianie kukurydzy. Tę kukurydzę trzeba było zagospodarować, więc zakupiono 30 jałówek rasy mlecznej, którymi szybko zasiedlono opuszczoną oborę.
Kierunek mleczny nie był jednak celem hodowli, dlatego rozpoczął się proces krzyżowania wypierającego, trwający zresztą do dziś i jałówki zainseminowano nasieniem buhaja limousine. Początkowo mleka jednak było tak dużo, że konieczne stało się założenie obory mlecznej. Na szczęście los się uśmiechnął i okres wzmożonego udoju okazał się rokiem referencyjnym dla kwoty mlecznej, którą już niebawem można było odsprzedać.
Dyplomowany gorzelnik
Łukasz Karmowski przygodę z gospodarstwem rozpoczął od zarządzania gorzelnią. Wcześniej jednak jako absolwent SGH w Warszawie pracował jako marketing manager w firmie, która oferowała myte ziemniaki do handlu detalicznego. Był wówczas odpowiedzialny za wprowadzanie produktów do ponad 60 marketów.
Wyraźnie jednak ciągnęło go do prowadzenia samodzielnego biznesu, co dostrzegał także ojciec, który powierzył synowi kierowanie wchodzącą w skład gospodarstwa gorzelnią. Jacek chciał, żeby syn w praktycznym działaniu poznał specyfikę gorzelnianej produkcji. Syn jednak wolał to zrobić po swojemu.
– Gorzelnictwa zacząłem uczyć się z książek. Podręcznik czytałem tydzień, dwa, na produkcję chciałem już iść przygotowany. Ojciec chciał, żebym się już wziął za robotę, a ja wciąż czytałem – wspomina Łukasz Karmowski.