Przypomnijmy, że po ostatnich protestach rolników w Komisji Europejskiej nastąpił podział wśród komisarzy. Część z nich z Januszem Wojciechowskim na czele chce ograniczeń, warunków i regulacji w imporcie towarów rolnych z Ukrainy, by chronić unijnych rolników przed kryzysem. Inni natomiast z Valdisem Dombrovskisem na czele chcą by import nie podlegał żadnym regulacjom w imię solidarności z walczącą o wolność Ukrainą. O tym, która opcja zwycieży powinniśmy się dowiedzieć jutro, bowiem na środę 31 stycznia zapowiedziano decyzję KE w tej sprawie.
Import z ograniczeniami czy bez?
Jak się dowiedziała korespondentka RMF FM w Brukseli, komisarz Janusz Wojciechowski, ma podjąć próbę przeforsowania korzystniejszego okresu referencyjnego, który posłuży do wyliczenia wysokości kontyngentów na wspomniane trzy wrażliwe artykuły.
- Chce, by brano pod uwagę przy wyliczeniach średnią z ostatnich 3 lat - innymi słowy, żeby dozwolony import tych artykułów z Ukrainy był niższy. Jednak propozycja, która jest obecnie "na stole" zakłada okres od połowy 2022 do połowy 2023, gdy już znacznie wzrósł ukraiński eksport cukru i drobiu. Ta propozycja oznacza dopuszczenie od czerwca 2025 r. większych kwot na ukraiński cukier, drób i jaja – podało radio RMF FM.
Polskie MRiRW stawia warunki Brukseli
Taki wariant to jednak nie jest dobry scenariusz dla polskich rolników i dostrzega to także minsiterstwo rolnictwa. Wiceszef MRiRW Adam Nowak skomentował dziś w Opolu tę propozycję.
- Propozycje przedstawiane są przez organizacje rolnicze i przez rolników podczas protestów nie tylko przyjmujemy, ale i realizujemy. Do 6 czerwca br obowiązuje stara umowa (z Ukrainą - przyp red.). My zadeklarowaliśmy jasno, że jeśli Unia nie wprowadzi rozwiązań, które będą odpowiadały polskim potrzebom i zaburzeniu rynku, które mamy w Polsce, to jest jest to sytuacja nie do zaakceptowania. Rynek europejski nie jest zaburzony, Zboże wędruje do Hiszpanii, do Portugalii, która cieszy się jak nigdy, że ma zboże bez ceł i bez kontyngentów. Ale u nas to zaburzyło rynek. Nie chcemy pozwolić na to, żeby to samo zaburzenie było na rynku drobiu, jaj, owoców miękkich, cukru i szeregu innych produktów - mówił wiceminister Nowak.
Rolnicy mówią importowi z Ukrainy kategoryczne "NIE"
Na skutek importu produktów rolnych z Ukrainy cierpią wszyscy polscy rolnicy, ale najbardziej poszkodowani są gospodarze z województw: lubelskiego i podkarpackiego. Zarząd Lubelskiej Izby Rolniczej na wieść o zamiarze zniesienia zakazu importu produktów rolnych i artykułów rolno-spožywczych z Ukrainy przyjął stanowisko, w którym żąda jednoznacznej deklaracji o utrzymaniu zakazu importu produktów rolnych i artykułów rolno-spożywczych. LIR domaga się także podjęcia wszelkich działań stabilizujących opłacalność produkcji rolniczej.
- Otwarcie granic przez UE na bezcłowy, nielimitowany import towarów doprowadzi do tego, że importowany towar pozostanie na terenie naszego kraju oraz krajów przygranicznych z Ukrainą destabilizując nasze rynki rolne. Napływające produkty rolne i artykuły rolno-spożywcze z Ukrainy nie opuszczą granic naszego kraju ze względu na fakt, że granice państw zachodnich są zablokowane przez protestujących rolników - czytamy w stanowisku.
Pszenica będzie po 400 - 500 zł/t?
Zarząd LIR alarmuje, że import z Ukrainy może doprowadzić do katastrofy na krajowym rynku zbóż.
- Przykładem destabilizacji ryku zbóż jest drastycznie spadająca cena skupu pszenicy, która obecnie spadła poniżej granicy opłacalności tj. około 700 zł/t, a pesymistyczne perspektywy mówią o cenie 500-400 zł/t. Tak postępująca sytuacja będzie miała bezpośredni wpływ na stale narastające niezadowolenie rolników czego przykładem była ogólnopolska akcja protestacyjna z 24 stycznia br. Brak podjęcia stosownych kroków i dalsza destabilizacja rynków rolnych może doprowadzić do powszechnych protestów tożsamych z protestami niemieckich i francuskich rolników - dodaje Zarząd Lubelskiej Izby Rolniczej w swoim stanowisku.