Onet.pl kilka dni po powodzi napisał: „W pierwszych dobach po nadejściu fali powodziowej w zalanych miejscowościach Kotliny Kłodzkiej polskiego państwa nie było lub funkcjonowało ono szczątkowo”. Tak naprawdę jednak państwo polskie na zalanych terenach Dolnego Śląska i Opolskiego nie zafunkcjonowało jak należy nie przez kilka dni, ale kilka tygodni. Rolnicy ze skutkami powodzi zmagali się w informacyjnym i kompetencyjnym chaosie, w zasadzie sami. W rolnictwie w tym trudnym czasie egzamin zdała tylko jedna struktura dla rolników – samorząd rolniczy i to zapewne tylko dlatego, że tworzą go sami rolnicy. Czy nie przesadzam? Piszę to, o czym sam naocznie się przekonałem.
– W naszej gminie zaatakowała rzeczka Biała Głuchołaska – mówi Roman Grubiak, rolnik ze wsi Nowy Las w gminie Głuchołazy, w powiecie nyskim w Opolskiem. Jego wieś nie ucierpiała, inne w gminie już tak. – Dzień po powodzi pojechałem do Bodzanowa, a tam jeden rolnik pokazuje mi 20 tuczników, które dwie doby karmił chlebem, który brał z darów. Nie miał wyjścia, bo zalało mu gospodarstwo i zapasy. W nocy ze synem śrutowaliśmy zboże, żeby rano zawieźć mu paszę.
Roman Grubiak nie był jedyny. Wielu rolników z tamtych terenów, których szczęśliwie ominęła woda, ruszyło do takiej sąsiedzkiej pomocy. Wiedzieli, że inwentarz czekać nie mógł, zwierzęta trzeba czymś nakarmić.
Zaraz po tej pierwszej, pochodzącej od najbliższych sąsiadów pomocy, ruszyła prawdziwa fala rolniczej pomocy z całego kraju. W różny sposób, ale rzadko całkowicie spontanicznie. Ci, którzy oferowali pomoc, wykorzystywali wszystkie kontakty: do znajomych rolników, do gmin, a przede wszystkim do izb rolniczych we Wrocławiu i Opolu. Pytali, czego potrzeba i gdzie przywieźć.
– To była prawdziwa lawina telefonów – wspomina Ryszard Borys, prezes Dolnośląskiej Izby Rolniczej we Wrocławiu. – Z całej Polski rolnicy wysyłali transporty z paszą, zbożem, ziemniakami. Trzeba to było skoordynować. Jeśli tylko było to możliwe, kontaktowaliśmy bezpośrednio darczyńców z rolnikami i sami uzgadniali szczegóły dostaw. Niestety nie do każdego gospodarstwa było można dojechać.
Solidarność rolników po powodzi
A już kilka dni po klęsce na zalanych terenach zaczęły powstawać koordynowane przez miejscowych rolników, najczęściej powiatowych delegatów izb rolniczych, punkty dystrybucyjne, swoiste pomocowe huby. To one wzięły na swoje barki cały ciężar przyjmowania i rozdzielania transportów z pomocą dla rolników. To tam pomoc była składowana, zboże z big-bagów przeładowywane do mniejszych worków, stamtąd rozwożone do potrzebujących. W tych punktach nie pracował sprzęt z jakichś strategicznych rezerw państwowych, czy państwowych spółek, ale prywatny, udostępniony przez rolników, bo taka była potrzeba. Nikt tu nie liczył poświęconego czasu, ani spalonego paliwa.
Izby rolnicze zdały egzamin
W Dolnośląskiem bardzo szybko na prośbę Izby odpowiedziała firma Agromat z Żelazna, w której powstał punkt przeładunkowy, co pozwoliło na kierowanie tam dużych transportów z pomocą, która następnie była przekazywana okolicznym rolnikom, do których dojazd był utrudniony. W dystrybucję angażowali się rolnicy, tacy jak np. Łukasz Dziechciaronek ze wsi Święcko w gminie Kłodzko, jednocześnie delegat izby rolniczej.
– Rolnicy dzwonili do nas, do izby, bo wiedzieli, że wiemy, kto potrzebuje pomocy. Przecież my się tu wszyscy znamy – mówi. – Sami też pomagaliśmy. W niedzielę przewoziliśmy cielaki z jednego zalanego gospodarstwa do mnie, bo my byliśmy bezpieczni.
Po około tygodniu od powodzi wrocławski KOWR udostępnił na terenie powiatu kłodzkiego 3 budynki, do których zaczęto kierować kolejne transporty z pomocą. Koordynacją przeładunków w tych obiektach zajęli się głównie miejscowi rolnicy, najczęściej powiatowi delegaci izb rolniczych.
Pracę punktu w Ścinawce Średniej koordynuje Kamila Bobińska-Stomel. Jej ojciec prowadzi we wsi skład ogrodniczy, który też został zalany. Brodząc po pas w wodzie, ratowali co się dało. Teraz pani Kamila ewidencjonuje i wydaje dary, które przyjeżdżają do Ścinawki i są odbierane przez poszkodowanych rolników. Właśnie wydaje pomoc panu Franciszkowi Adamowiczowi, rolnikowi ze Ścinawki, któremu woda zalała niewielkie gospodarstwo i pole przy nim.
– W magazynie mamy zboże, ziemniaki, trochę warzyw, a w stodole m.in. baloty siana. One akurat przyjechały z woj. łódzkiego, ale w ogóle pomoc płynie z całego kraju. Trzeba kontrolować dystrybucję – tłumaczy pani Kamila. – Robię to społecznie, z ramienia Dolnośląskiej Izby Rolniczej.
Z kolei hubem pomocowym w Paczkowie w Opolskiem zarządza Michał Konat, rolnik i jednocześnie delegat Opolskiej Izby Rolniczej. To już prawie trzy tygodnie od powodzi, a ruch wciąż jest duży
– Myślę, że można powiedzieć, że obecnie bieżące potrzeby, szczególnie w zakresie paszy dla zwierząt, są zabezpieczone – mówi.
Kilkanaście dni po powodzi decyzją ministra rolnictwa Czesława Siekierskiego punkty dystrybucji uruchomiły ośrodki doradztwa rolniczego. Lista punktów opublikowana została na stronach internetowych. W części to te same punkty, które uruchamiały izby rolnicze. Ale są też nowe, np. punkt w Charbielinie w gminie Głuchołazy. Byliśmy w tym punkcie 4 października ok. godziny 19, już nie działał. W tym samym czasie w sąsiednim Nowym Lesie Roman Grubiak, który z ramienia izby rolniczej wciąż jeszcze koordynował nieformalny punkt w swoim gospodarstwie, odbierał telefony od kierowców wiozących transporty darów z Polski i umawiał się na ich przyjęcie: jednego na godz. 23, drugiego na pierwszą w nocy.
Państwo zawiodło?
Czy powódź z września obnażyła słabość polskiego państwa w sytuacjach kryzysowych? Wielu rolników uważa, że tak.
– Nie tak to powinno wyglądać – mówi Dziechciaronek. – Nie ma czegoś takiego jak zarządzanie kryzysowe. Nie było nikogo, kto potrafiłby pokierować działaniami ani struktur. Bo nie istnieje system. Był chaos.
Poszkodowani w powodzi rolnicy najcięższe dni przetrwali wyłącznie dzięki pomocy wynikającej z rolniczego pospolitego ruszenia, którą udało się jakoś uporządkować izbom rolniczym.
Brak systemu zarządzania w takich sytuacjach powodował chaos kompetencyjny. Świetnie to widać na przykładzie obiektów udostępnianych izbom rolniczym przez KOWR na punkty przeładunkowe. We Wrocławiu na współpracę z tamtejszym Oddziałem Terenowym KOWR w tym zakresie nie narzekają. W Opolu już tak.
– W pierwszych dniach po powodzi zwróciliśmy się do KOWR z prośbą o udostępnienie nam magazynów w Paczkowie, bo nie było gdzie składować darów – mówi Jerzy Sewielski, prezes Opolskiej Izby Rolniczej. – Odmówiono nam, tłumacząc, że nie ma takich możliwości prawnych. Dopiero o te obiekty musiał zwrócić się burmistrz Paczkowa. KOWR je udostępnił mu, a dopiero on użyczył te magazyny izbie rolniczej.
Można się zastanawiać, czy klęska żywiołowa jest dobrym momentem, by tak pryncypialnie trzymać się litery przepisów, prawda?
Chaos komunikacyjny
Do chaosu kompetencyjnego doszedł też chaos komunikacyjny, np. w kwestii paliwa. Na antenie Radia Zet wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak 24 września powiedział:
– Jestem na ostatniej prostej z Orlenem w sprawie ustalenia tego, żeby rolnicy, którzy przywożą pomoc dla rolników – słomę, siano, paszę, materiał siewny – mieli darmowe paliwo.
Informacja poszła w świat, a jeszcze ponad tydzień zajęło dopinanie tej kwestii. W tym czasie na popowodziowe tereny płynęły transporty darów. Dopiero w pierwszych dniach października wyznaczono punkty przeładunkowe do autoryzacji zwrotów paliwa i stacje benzynowe do tankowania darmowego paliwa. W Opolskiem wyznaczono stację w Nysie, a na Dolnym Śląsku – tylko jedną w Kłodzku. Lokalizacja mało przemyślana, bo gospodarstwa w pozostałych poszkodowanych dolnośląskich powiatach, sporo oddalonych od Kłodzka, zostały prawie pozbawione dostaw pomocy. Budzi to ogromne zaniepokojenie szczególnie u hodowców bydła, którzy obawiają się, że jeżeli nie uzyskają takiego wsparcia, zostaną bez paszy dla bydła. A na jej zakup ich zwyczajnie nie stać.
Co z utylizacją?
Przez wiele dni nierozwiązaną, choć bardzo istotną kwestią, która chyba całkowicie umknęła administracji państwowej, okazała się utylizacja popowodziowych odpadów rolniczych.
– Minister Siekierski 22 września w Opolskim ODR w Łosiowie powiedział, że wszystko, co zostało zalane w gospodarstwach musi iść do utylizacji – mówi Jerzy Sewielski. – I tyle, żadnych konkretów. Do dzisiaj nikt nie wie, jak się do tego zabrać, co z tym robić. Pytałem o to ministra, gdy był drugi raz w Łosiowie 9 października, nie było odpowiedzi.
Rolnicy tygodniami trzymają zalane zboże w magazynach albo na przyczepach. Wszystko zarasta, gnije. Tak jak u Krzysztofa Smyka z Białej Nyskiej. Woda zalała mu hale i gospodarstwo, w którym prowadzi hodowlę świń (200 sztuk) i jeszcze 50 hektarów pól.
Chaos w tej sprawie pokazuje przykład z gminy Strzeleczki w powiecie krapkowickim, której burmistrz pisemnie prosił Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Opolu o pomoc: „[...] w rozwiązaniu problemu dotyczącego popowodziowych odpadów rolniczych, a konkretnie balotów z sianokiszonką, które z falą powodziową spłynęły na posesje naszych mieszkańców w miejscowości Łowkowice. Firmy uprawnione do odbioru odpadów komunalnych odmawiają ich wywozu i zagospodarowania, gdyż jest to odpad rolniczy. Według Państwowej Inspekcji Weterynaryjnej w Krapkowicach nie nadaje się do spożycia przez zwierzęta gospodarskie. […] Szacunkowa liczba balotów do utylizacji to ok. 350 sztuk”.
Wody Polskie pod lupą
W kontekście wrześniowej katastrofy do oceny pozostają też na pewno działania Wód Polskich, które odpowiadają za naturalne cieki wodne. Wielu rolników w wielu regionach Polski skarży się na nieudrożnione koryta i nieoczyszczone brzegi cieków, które przyczyniają się do lokalnych powodzi. Wysłaliśmy do Wód Polskich pytanie: Jaki był zakres wykonywanych w 2023 oraz 2024 r. prac udrożnieniowych na ciekach, potokach i rzekach na terenie powiatów objętych obecnie stanem klęski żywiołowej. W odpowiedzi napisano:
„W 2023 roku na terenie Zarządów Zlewni w Nysie, Lwówku Śląskim, Legnicy i Wrocławiu zrealizowano 322 zadania na łączną kwotę ponad 50 mln zł. Ich zakres obejmował prace remontowe, utrzymaniowe, wykoszeniowe, awaryjne, udrożnieniowe i konserwacyjne. […]
Czytaj także: 4 lub 5 tys. zł do zniszczonych przez powódź upraw: znamy warunki!
Na terenie Zarządu Zlewni w Gliwicach w 2023 r. wykonano łącznie 79 zadań utrzymaniowych/konserwacyjnych. W analogicznym okresie Zarząd Zlewni w Opolu zrealizował łącznie 108 zadań konserwacyjnych/utrzymaniowych [...]”.
Osobną kwestią jest zarządzanie przez Wody Polskie zbiornikami przeciwpowodziowymi i polderami na terenach powodzi. Z pewnością będzie to sprawdzane przez odpowiednie instytucje kontrolne.
KOWR zapewni materiał siewny
Na razie są inne problemy. Po zaspokojeniu bieżących potrzeb gospodarstw hodowlanych pojawia się kwestia zapewnienia materiału siewnego. W tym zakresie pomoc deklaruje wicedyrektor KOWR, Lucjan Zwolak, z którym rozmawialiśmy na początku października.
– Należy działać szybko, szczególnie jeśli chodzi o pszenicę ozimą. W pierwszej kolejności będziemy próbować dystrybuować materiał siewny z zasobów naszych spółek z okolicy: Kamieńca Ząbkowickiego, Prudnika i Głogówka. Dysponują one odmianami dostosowanymi do tutajszych warunków – mówił.
Ważną i pilną sprawą jest też podjęcie decyzji o pomocy dla rolników, których pola uległy całkowitej degradacji. Są miejsca, gdzie woda zabrała z uprawnych pól całą warstwę humusu.
– W Markowicach rolnikowi zniknęło w ten sposób 28 ha uprawnej ziemi – mówi J. Sewielski. – Wiem, że chętnie odda tę ziemię na polder w zamian za jakąś inną działkę.
– Taka wymiana jest możliwa, jeśli zostanie ustalone, że ziemia idzie na cele zabezpieczenia powodziowego – mówi dyr. Zwolak. Ale cała procedura musi być załatwiana za pośrednictwem samorządu terytorialnego, bo wymaga zmian w planie zagospodarowania przestrzennego.
– KOWR ma natomiast możliwość użyczenia na rok takim poszkodowanym rolnikom działki z zasobów – mówi dyr. Zwolak. – Trzeba się zwrócić z wnioskiem do OT w Opolu.
Szacowanie szkód popowodziowych w rolnictwie wciąż trwa. Udało się nawet powołać komisje klęskowe. Są dobre wiadomości, bo MRiRW poszło na rękę poszkodowanym rolnikom. Po mocnych naciskach z ich strony m.in. zdecydowano, że pomoc nie będzie warunkowana przekroczeniem w stratach 30% wartości rocznej produkcji rolnej. Zrezygnowano też z obniżenia o 50% wypłaty w przypadku braku ubezpieczenia upraw rolnych.
Trwa szacowanie strat
MRiRW podało wstępne szacunki strat po powodzi. Wiceminister Adam Nowak poinformował 14 października br., że powierzchnia strat spowodowanych powodzią nie przekroczy 30 tys. ha niezebranych płodów rolnych oraz, że powodzią zostało objętych 127 tys. ha działek rolnych, jednak nie wszystkie zostały zalane i zniszczone. Rząd zmobilizował się i przedstawił program pomocy dla poszkodowanych rolników. Miejmy nadzieję, że zaproponowane rekompensaty nie będą kroplą w morzu potrzeb i realnie pozwolą stanąć rolnikom na nogi.
Na podstawie rozporządzenia Rady Ministrów z 15 października 2024 r. zmieniającego rozporządzenie w sprawie szczegółowego zakresu i sposobów realizacji niektórych zadań Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (DzU poz. 1526) będzie ona udzielała dotacji w 2024 r. producentom rolnym:
- którzy ponieśli straty w wyniku zalania wodami powodziowymi użytków rolnych, na których pozostały niezebrane plony kukurydzy, buraków cukrowych, ziemniaków, soi, konopi włóknistych, tytoniu, chmielu, lnu, winorośli, ziół, słonecznika lub warzyw;
- w których gospodarstwach rolnych poniesione zostały straty powstałe na skutek powodzi, która miała miejsce we wrześniu 2024 r. i zostały oszacowane przez powołane przez wojewodę komisje do szacowania szkód.
Kiedy 100% strat?
MRiRW podało, że straty w niezebranych uprawach będą weryfikowane na podstawie map działek z uprawami z bazy referencyjnej ARiMR oraz map satelitarnych Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMiGW) z określonym obszarem użytków rolnych zalanych wodami powodziowymi. Na obszarze powiatów, dla których ogłoszono stan klęski żywiołowej, ww. uprawy rolne zostały utracone w 100%.
5000 zł do hektara
Pomoc w formie dotacji dla producentów rolnych będzie przyznawana w drodze decyzji administracyjnej kierownika biura powiatowego Agencji, na wniosek producenta rolnego, na formularzu opracowanym i udostępnionym przez Agencję na stronach internetowych przez nią administrowanych, złożony nie później niż:
- do 15 listopada 2024 r. – przy ubieganiu się o pomoc przy stawce 4000 zł na 1 ha powierzchni uprawy soi i 5000 zł na 1 ha powierzchni pozostałych, wymienionych w rozporządzeniu upraw;
- do 29 listopada 2024 r. – przy ubieganiu się o pomoc na III i IV ratę podatku rolnego. Warunkiem udzielenia pomocy na III i IV ratę podatku rolnego będzie dołączenie do wniosku o pomoc protokołu strat oszacowanych przez powołaną przez wojewodę komisję do szacowania strat oraz nakazu podatkowego, w którym dla danego gospodarstwa rolnego wykazana jest kwota III i IV raty podatku rolnego.
Siać, czy nie siać?
Rekompensaty to jedno. Wielu rolników z terenów popowodziowych stoi teraz przed dylematem: czy tam siać gdzie zeszła woda, czy też nie... Oczywiście, decyzja należy do rolników, aczkolwiek ministerstwo zaleca, aby wstrzymać się z jakimikolwiek pracami polowymi do momentu wykonania badań gleby i ich wyników. Terminy siewu są nieubłagane, jednak MRiRW zwraca uwagę, że ryzyko, że gleby są skażone, może narazić rolnika wyłącznie na duże koszty.
Okręgowe stacje rolniczo-chemiczne w związku z ogłoszeniem ustawy z 1 października 2024 r. o zmianie ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z usuwaniem skutków powodzi oraz niektórych innych ustaw (DzU z 2024 r., poz. 1473), zostały zwolnione z pobierania opłat za zadania realizowane na trenach objętych stanem klęski żywiołowej w wyniku powodzi, która miała miejsce we wrześniu 2024 r. Tym samym rolnicy poszkodowani podczas powodzi na terenach objętych stanem klęski żywiołowej mogą zlecać bezpłatne wykonanie badań agrochemicznych do właściwej terytorialnie okręgowej stacji chemiczno-rolniczej.
Niemniej, jak zaznacza w rozmowie z nami Jerzy Sewelski, prezes Opolskiej Izby Rolniczej, pracownicy stacji będą i tak wybiórczo pobierać próby gleby na polach, zwłaszcza pod kątem metali ciężkich. Nie wiadomo jednak, jakie konsekwencje dla rolników przyniosą za sobą te badania.
Szacują szkody, a wytycznych brak
Prace polowe nie są jednak kwestią tylko badań, ale również oszacowania strat. Jerzy Sewielski podkreśla, że bardzo zależało im jako izbie na szybkim przeprowadzeniu tych działań, aby rolnicy mogli jak najszybciej zacząć siać.
– Gminne komisje już chodzą po gospodarstwach i szacują szkody. Uczestniczą w nich delegaci izb rolniczych. Wcześniej mieliśmy spotkanie z ministrem Siekierskim, gdzie mogliśmy zgłaszać swoje uwagi i mam satysfakcję, że ministerstwo zgodziło się znieść pomysł, że aby rolnik dostał odszkodowanie, musi mieć 30% strat w gospodarstwie – mówi Jerzy Sewielski. Dodaje, że ma nadzieję, że po przejściu komisji i oszacowaniu strat pojawią się jakieś wytyczne co do strat w zmagazynowanych zbożach.
MRiRW na wysłane przez naszą redakcję zapytanie o to, co stanie się ze zbożem z magazynów z terenów powodziowych oraz co ze zbożami i innymi płodami rolnymi zebranymi z zalanych terenów, nie udzieliło jednoznaczej odpowiedzi, jak postępować i gdzie utylizować zalane w magazynach płody rolne.
Apelujemy o sprawne szacowanie szkód, bowiem rolnicy zgłaszają, że w terenie nadal pracuje zbyt mało komisji.
Ten artykuł pochodzi z wydania top agrar Polska 11/2024
czytaj więcej