StoryEditor

Czego najbardziej boją się hodowcy bydła w Polsce i rolnicy w Niemczech?

Podatek od emisji CO2, zakończenie hodowli zwierząt w gospodarstwie, a może choroba niebieskiego języka - co najbardziej porusza rolników za naszą zachodnią granicą? A czego tak naprawdę boją się polscy hodowcy bydła mlecznego?

23.08.2024., 14:58h

Podatek CO od drewna? - krytyka Federalnej Agencji Środowiska trwa

Niemiecki rząd zaprzecza planom wprowadzenia podatku klimatycznego od paliw drzewnych. Jednak grupa parlamentarna CDU/CSU w Bundestagu już uważa dyskusję za przynoszącą efekt przeciwny do zamierzonego i ostrzega przed dalszą niepewnością. Co myślą o tym niemieccy rolnicy?

– Cóż, ogrzewamy (tylko) drewnem, w połączeniu z bardzo starym termicznym systemem solarnym, a wkrótce także z „resztkową energią elektryczną” z wygasłych systemów PP. Słuszne jest dodanie ekwiwalentu CO do drewna za energię kopalną zużytą do momentu jego umieszczenia w piecu. A kłody z naszych własnych lasów są, miejmy nadzieję, znacznie mniej szkodliwe dla środowiska niż pelety. Najpierw trzeba je wyprodukować i dostarczyć. To trochę tak, jakby właściciel konia twierdził, że jego koń jest neutralny dla klimatu, ale tylko wtedy, gdy kosi siano kosą i jeździ konno na zawody – mówi rolnik.

Kiedy zwierzęta opuszczają farmę…

Rosnące koszty produkcji, brak rąk do pracy, brak następcy chętnego do przejęcia hodowli, to tylko kilka przyczyn zamykania hodowli zwierząt w gospodarstwach. Czy niemieccy hodowcy boją się wizji zakończenia produkcji?

– Jako właściciel gospodarstwa rolnego również jestem w punkcie, w którym muszę zdecydować, czy kontynuować hodowlę zwierząt, czy nie. Tak wiele czynników odgrywa rolę... Rosnące koszty utrzymania budynków lub nowych konstrukcji, koszty maszyn i paliwa są niewiarygodnie drogie i rok po roku mleczarnie proszą cię, abyś zrozumiał, że niestety nie mogą zapłacić więcej... Wysokie podatki, nadmierna biurokracja, przepisy, które z roku na rok stają się coraz bardziej bezsensowne... Ogólnie rzecz biorąc, często martwię się o to, co przyniesie przyszłość. Dorastałem na farmie, po studiach rolniczych poszedłem na pielęgniarstwo, a teraz od kilku lat wspieram moich rodziców na pełnoetatowej farmie mlecznej jako „wolny strzelec”, że tak powiem, zawsze z wielką przyjemnością. Oczywiście miałbym ambicje, aby kontynuować to wszystko, ale przeszkody stają się coraz większe. Nie mogę winić nikogo, kto chce przestać – komentuje hodowca.

– Przed taką samą decyzją stanęłam dobre dziesięć lat temu. Wtedy zdecydowałam się sprzedać wszystkie zwierzęta i mogłam sprzedać nasze krowy mleczne bardzo miłym ludziom, którzy właśnie zbudowali nową oborę. Teraz sama pracuję na farmie mlecznej i uważam, że była to najlepsza decyzja w moim życiu – dodaje inna hodowczyni.

Czy szczepienia przeciwko chorobie niebieskiego języka są konieczne?

Zdania czytelników niemieckiego top agrar są co do tego podzielone.

Choroba niebieskiego języka nadal się rozprzestrzenia, szczególnie wśród owiec i bydła. Szczepienia są dostępne od początku czerwca i są zalecane przez weterynarzy. Jednak wielu hodowców zwierząt jest niezdecydowanych, jak pokazuje niereprezentatywna ankieta na topagrar.com. Dwóch hodowców zwierząt informuje:

– Zaszczepiliśmy bydło od razu po spadku wydajności mlecznej, a dostawy znów nieco wzrosły. Przypisujemy to szczepieniu i zastosowaniu środka odstraszającego muchy. Naszym zdaniem koszty szczepień są nieproporcjonalne do szkód – wypowiada się jeden z hodowców.

– To dobrze, że rolnicy oparli się obowiązkowym szczepieniom w 2009 roku, w przeciwnym razie szczepilibyśmy na darmo przez 15 lat. Jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy wtedy walczyli. Każde gospodarstwo powinno mieć możliwość decydowania o sobie – wyraża swoje zdanie inny rolnik. 

Niemieckie rozporządzenie w sprawie nawozów – przesada!

Niemiecka pszenica wysokiej jakości może stać się towarem deficytowym. Jest to spowodowane zbyt surowymi przepisami dotyczącymi nawozów, ostrzega stowarzyszenie rolników na topagrar.com. Nemieccy czytelnicy również podzielili się swoimi opiniami:

– Jak już wspomniano, białko nie jest jedynym czynnikiem wpływającym na zdolności przetwórcze. Zamiast domagać się wyższych poziomów azotu, powinniśmy żądać, aby zakłady piekarnicze dostosowały swoje procesy do niższych poziomów białka w pszenicy. Być może powinni poprosić o to piekarnie ekologiczne – mówi rolnik.

– Nie tylko ilość nawozu ma decydujący wpływ na zawartość białka, ale także forma nawozu, częstotliwość jego stosowania, a w szczególności wybór odmiany. Zawsze można uczyć się od rolnictwa ekologicznego. Jest ono jeszcze bardziej ograniczone pod względem ilości azotu i nadal jest w stanie produkować „pszenicę wysokiej jakości”. Gotowość do płacenia za tą pszenicę jest niska. W porównaniu z pszenicą paszową, zazwyczaj (z wyjątkiem obecnej sytuacji) występują jedynie niewielkie premie cenowe. Nie jest zatem zaskoczeniem, że rolnicy wolą wybrać odmianę o plonie wyższym o 10 dt. Jeśli obecna premia cenowa utrzyma się przez dłuższy czas, rolnicy wezmą to pod uwagę przy wyborze odmian, a następnie będzie więcej „pszenicy wysokiej jakości”, nawet jeśli rozporządzenie w sprawie nawozów pozostanie niezmienione – dodaje inny.

Niemiecki rzecznik ds. rolnictwa EPL Dorfmann kwestionuje płatności bezpośrednie

Rzecznik ds. polityki rolnej Europejskiej Partii Ludowej, Herbert Dorfmann, kwestionuje płatności bezpośrednie w ramach Wspólnej Polityki Rolnej. Opinie niemieckich czytelników również nie są korzystne odnośnie dopłat.

– Czy nadal potrzebujemy płatności obszarowych? Myślę, że nie, ale potrzebujemy więcej pieniędzy na niezależne badania i dobre nauczanie – komentuje rolnik.

– On już ma rozsądne poglądy. Ja również jestem zdania, że pewną kwotę pieniędzy można zarobić bez premii podstawowej. Ale problem polega na tym, jak wspomniał, że gospodarstwa są następnie dzielone. Tym należy się zająć w pierwszej kolejności – dodaje inny.

Czego hodowcy bydła najbardziej się obawiają w Polsce?

Polscy hodowcy bydła mają swoje, nieco inne bolączki, które spędzają im sen z powiek.  Zapytaliśmy rolników czego obecnie boją się najbardziej.

Zielony Ład wymysłem urzędników

W tym roku w naszym kraju bardzo mocno widoczne były protesty rolników. Głównie sprzeciwiali się oni założeniom i ograniczeniom, które chce wprowadzić Unia Europejska w ramach Zielonego Ładu.

– Zielony Ład to jest coś czego w tej chwili chyba najbardziej się obawiamy. Nie wiemy co będzie dalej, czy jego założenia zostaną wprowadzone w życie. Według mnie jest to tylko przykrywka, żeby ograniczyć polską gospodarkę – mówi rolniczka z Podlasia.

– Założenia Zielonego Ładu nie były z nikim konsultowane, jest to niebezpieczny wymysł urzędników z Brukseli, którzy nie mają pojęcia o hodowli zwierząt. Najgorsze jest to, że to uderzy w polskie rolnictwo i dużo gospodarstw może na tym ucierpieć – dodaje także hodowca bydła.

Zalew rynku mlekiem z Ukrainy

Niewątpliwie w ostatnim czasie największy lęk wzbudza sytuacja związana z Ukrainą. Podpisane ostatnio przez Polskę memorandum polsko-ukraińskie w sprawie pomocy Ukrainie w rozwinięciu produkcji mleka wzbudziło wiele negatywnych emocji wśród hodowców bydła. Dodatkowo zalew naszego kraju tanim zbożem ze wschodu nadal powoduje oburzenie u rolników.

– Nie wiemy co będzie kiedy produkcja mleka na Ukrainie się odbuduje i zaleje rynek europejski tanimi produktami. Cena mleka i tak jest dość niska, a może być wtedy jeszcze niższa, mleczarnie być może nie będą chciały odbierać mleka, bo nie będzie takiego rynku zbytu – martwi się hodowca z Mazowsza.

– Sytuacja z Ukrainą jest bardzo niepokojąca. Ja rozumiem, że tam trwa wojna i to jest straszne, ale Ukraina nie jest ani w Unii Europejskiej ani w NATO. Nie możemy im pomagać kosztem własnego upadku produkcji mleka, która i tak jest na granicy opłacalności – mówi hodowczyni krów mlecznych.

Zmiany klimatyczne

Wiele dni suszy, a potem nawałnice, grad i ulewy. Tak teraz wygląda polska rzeczywistość pogodowa. Zmiany klimatu to coś, co dotyka każdego rolnika czy hodowcę.

– Najgorsze jest to, że zmiany klimatyczne to coś przed czym nie da się uchronić. Jednego dnia pole jest suche, a następnego dnia przejdzie nawałnica i nie ma już stamtąd czego zbierać. Nie wiadomo też w jakim kierunku to pójdzie, co będzie dalej – mówi rolnik z Mazowsza.

Choroby z zachodu, czy nas to dotyczy?

Choroba niebieskiego języka bardzo szybko rozprzestrzenia się w zachodniej Europie. Czy Polscy hodowcy się jej boją? Zapytaliśmy o to naszych czytelników.

– Myślę, że polscy hodowcy są już świadomi zagrożeń i będą szczepić stada – mówi hodowczyni z Podlasia.

– Coraz więcej się o tym rozmawia wśród hodowców. Choroba niebieskiego języka jest coraz bliżej naszego kraju i to normalne że zaczynamy się tego bać. Sądzę jednak, że jest jeszcze wiele innych chorób, które nas dotyczą, a nie jesteśmy tego świadomi. Brakuje na pewno szkoleń dla hodowców o chorobach i o tym jak się przed nimi chronić – dodaje inny hodowca.

Dominika Zieja
Autor Artykułu:Dominika Zieja
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
22. listopad 2024 15:20