69 ciężarnych krów utknęło na granicy Bułgarii i Turcji. Dlaczego?
Dwa transporty z 69 krowami w zaawansowanej ciąży wyruszyły 12 września 2024 roku z Brandenburgii w Niemczech. Celem była Turcja, gdzie zwierzęta miały trafić do hodowli mlecznej. Plan zakładał pokonanie 3500 kilometrów w pięć dni. Jednak już po czterech dniach ciężarówki utknęły na granicy bułgarsko-tureckiej.
Co było powodem zatrzymania? Jak informuje topagrar.com, powołując się na reportaż ZDF, była to choroba niebieskiego języka, powszechnie występująca w niektórych regionach Europy, w tym w Polsce. Mimo negatywnych wyników testów i spełnienia wymogów eksportowych, tureckie służby weterynaryjne odmówiły wjazdu. Zwierzęta nie mogły też wrócić do Unii Europejskiej, gdyż formalnie opuściły jej granice.
Brak pomocy, wody, paszy i odpowiednich warunków. Kierowcy sam na sam z cierpiącymi zwierzętami
To spowodowało, że krowy oraz ich opiekunowie (czyli kierowcy) zostali uwięzieni w „ziemi niczyjej” – zamkniętej strefie bez dostępu do odpowiednich warunków sanitarnych, wody i paszy. Betonowe mury, drut kolczasty i monitoring uniemożliwiały interwencje organizacji humanitarnych.
Krowy, będące w zaawansowanej ciąży, zaczęły rodzić w ciężarówkach. Wiele cieląt zmarło z powodu wycieńczenia. Kierowcy, w tym Heinrich, który ma 45-letnie doświadczenie w transporcie zwierząt, opłacili paszę z własnych środków, starając się utrzymywać zwierzęta przy życiu.
- To, co zrobiono tym zwierzętom, jest niewybaczalne. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Każdego dnia walczyliśmy o ich życie, ale nikt nam nie pomógł – mówił rozgoryczony kierowca Heinrich w wywiadzie dla ZDF.
Kto ponosi odpowiedzialność?
Choroba niebieskiego języka, która zaostrza przepisy dotyczące transportu zwierząt w Europie, jest chorobą zakaźną przenoszoną przez owady. W Brandenburgii, skąd pochodziły krowy, nie odnotowano nowych przypadków w promieniu 150 km od miejsca załadunku zwierząt.
Jak pisze topagrar.com, powołując się na niemiecką służbę weterynaryjną, „takiemu cierpieniu zwierząt spowodowanemu zbyt długimi transportami oraz niewłaściwymi warunkami hodowli i metodami uboju można zapobiec jedynie poprzez ogólny zakaz transportu żywych zwierząt do krajów trzecich spoza UE. Nie leży to jednak w gestii poszczególnych okręgów, ale może być możliwe jedynie na mocy rozporządzenia krajowego”.
Brak jednolitych regulacji między krajami związkowymi sprawił, że tureckie władze wykorzystały ten argument, aby odmówić wjazdu. Eksperci i rolnicy wskazują, że niejasne przepisy międzynarodowe w przypadku chorób zwierzęcych są poważnym problemem, który prowadzi do cierpienia zwierząt i strat finansowych hodowców.
„To było jedyne rozwiązanie”. Czym zakończył się transport krów do Turcji?
Po ponad 30 dniach w tragicznych warunkach niemieckie władze we współpracy z eksporterem zdecydowały się na eutanazję pozostałych zwierząt. Zwierzęta, które przeżyły, były w tragicznym stanie i nie mogły kontynuować transportu. Jak tłumaczyli przedstawiciele urzędu weterynaryjnego, decyzja o eutanazji była „najtrudniejszą, ale jedyną możliwą w tej sytuacji”.
Tragiczny przypadek z Niemiec jako przestroga dla polskich rolników
Ten tragiczny przypadek ujawnia poważne braki w systemie regulacji transportu zwierząt. Niemieckie Ministerstwo Rolnictwa oraz organizacje hodowców bydła podkreślają, że brak spójnych przepisów przynajmniej na poziomie ogólnokrajowym to problem, który wymaga pilnych działań.
Z punktu widzenia polskich rolników sprawa ta jest przestrogą. Wielu polskich eksporterów również eksportuje zwierzęta na odległe rynki, co wiąże się z podobnymi ryzykami. Brak jednolitych standardów w handlu międzynarodowym oraz zaostrzające się przepisy mogą prowadzić do strat i trudnych sytuacji, takich jak ta na granicy turecko-bułgarskiej.
na podst. topagrar.com, ZDF