Można powiedzieć, że różyca jest chorobą starą jak świat. Zna i w praktyce miał z nią do czynienia bodaj każdy producent świń. Od lat niezmiennie kojarzy się z wysokimi temperaturami, ale de facto może występować niezależnie od pogody i wysokich letnich temperatur, o każdej porze roku. W większych stadach stosujących prawidłową profilaktykę nie jest częstym gościem, natomiast w mniejszych wybucha często i to z całą gamą charakterystycznych objawów.
– Ewidentne nasilenie zachorowań widać szczególnie wiosną oraz późnym latem. Czynnikiem wyzwalającym wybuch choroby jest bardzo często stres w postaci wysokich amplitud temperatur. Obserwuję to szczególnie, kiedy w dzień jest ciepło, a nawet gorąco, a noce są zdecydowanie chłodniejsze – mówi lek. wet. Tomasz Kruppa z Dobrodzienia w woj. opolskim. Jego zdaniem różnice temperatur w ciągu doby, dochodzące do 20°C, nie służą świniom. Lekarz zwraca uwagę na to, że kiedy wiosną rozpoczynają się ciepłe dni, rolnicy mają tendencję do tego, aby otwierać okna w chlewni i zwiększać moc wentylacji. Niestety, często takie ustawienia pozostawiają na noc, podczas której jest dużo zimniej, na skutek czego świnie się wychładzają i kłopot gotowy. Ale czynnikiem inicjującym wybuch choroby może być również drastyczna zmiana paszy lub pogorszenie jej jakości.
– Jeżeli dochodzi do zaburzenia mikroflory w jelitach, podnosi się pH treści pokarmowej, a to również sprzyja namnażaniu się włoskowca różycy, co ma ogromne znaczenie właśnie teraz, kiedy komponenty paszowe osiągają historycznie wysokie ceny, a zrozpaczeni rolnicy szukają jakichkolwiek oszczędności w żywieniu swoich zwierząt – podkreśla specjalista.
Około 50% świń jest nosicielami włoskowca różycy w migdałkach i węzłach chłonnych, dlatego można powiedzieć, że choroba ta jest powszechna i może wystąpić w bardzo wielu chlewniach. Czynnikiem predysponującym do jej wybuchu jest również chów ściółkowy, szczególnie podczas wysokich temperatur.