Kiedyś egzotyczna, diagnozowana wyłącznie za granicą w USA, Kanadzie bardzo szybko wraz z migracją zwierząt hodowlanych zajęła europejskie chlewnie. Później najprawdopodobniej wraz z warchlakami do dalszego tuczu objęła niemal cały kontynent. Dziś w zasadzie nie ma chlewni, w której adnomatoza, bo o niej mowa, nie występowałaby – mówi specjalista chorób świń Mariusz Zieliński z Opatowca w woj. świętokrzyskim.
Wszędobylskie bakterie
Wywołujące adenomatozę Gram-ujemne pałeczki Lawsonia intracellularis są, zdaniem lekarza, obecne w każdej chlewni. Choroba przenoszona jest poprzez kontakt zwierząt z kałem pochodzącym od osobników chorujących.
– Z mojego doświadczenia wynika, że 100% pobieranych w tym kierunku próbek z obsługiwanych przeze mnie chlewni jest pozytywnych – mówi Zieliński. – Trzeba zwierzęta przed tą chorobą zabezpieczać, ponieważ powoduje ona poważne straty w produkcji – dodaje.
Lekarz twierdzi, że w wielu stadach choroba na pierwszy rzut oka może nie być widoczna. Odczuwalne są natomiast straty ekonomiczne. Jego zdaniem mitem jest również to, że dotyczy tylko warchlaków i tuczników.
- Już kilka dni po odsadzeniu może zaatakować prosięta i na dodatek dotyczy także loch stada podstawowego, które niespecjalnie ją przechorowują, ale stają się źródłem zakażenia pozostałych zwierząt – wyjaśnia lekarz.
Więcej o chorobie, a także sposobach radzenia sobie z nią przeczytacie w styczniowym wydaniu „top świnie”. Zapraszamy do lektury.