Bakterioza od lat spędza sen z powiek producentom ziemniaka, bo jej wykrycie powoduje duże straty ekonomiczne ze względu na konieczność utylizacji plonu. Dlatego też od dawna trwają zabiegi rolników i organizacji branżowych, by wykreślić bakteriozę z listy chorób kwarantannowych na obszarze UE. Czy tym razem się uda? Niestety, jest to mało prawdopodobne.
Samorząd rolniczy domaga się wykreślenia bakteriozy
Kilka dni temu samorząd rolniczy wystąpił do ministra rolnictwa o podjęcie takich działań. W opinii Wiktora Szmulewicza, szefa Krajowej Rady Izb Rolniczych, bakterioza pierścieniowa ziemniaka nie powinna znajdować się na liście, ponieważ ma znikomy wpływ zarówno na unijną gospodarkę rolną, jak i na walory smakowe i wizualne ziemniaka.
- Choroba ta wywołuje minimalne straty w porównaniu do innych, które mają większe znaczenie w uprawie ziemniaka, takich jak zaraza ziemniaka, alternarioza, wirusy Y i PLRV, czy bakterie. Nie ma danych, co do faktycznych strat gospodarczych wynikających z jej występowania. Najlepszym przykładem jest nasz kraj, w którym od lat stwierdza się występowanie tej choroby, ale nie ma danych co do strat przez nią wywołanych – wyjaśnia Szmulewicz.
KRIR zaproponował więc, aby chorobę zwalczać na poziomie hodowli i nasiennictwa oraz w ramach handlu międzynarodowego.
- Chodzi o to, żeby bakterioza nie trafiła do wysadzenia w polu – mówi prezes KRIR.
„To jak porywanie się z motyką na słońce”
Do pomysłu KRIR sceptycznie podchodzi Wojciech Nowacki, prezes Stowarzyszenia Polski Ziemniak i kierownik Zakładu Agronomii Ziemniaka Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin.
W jego ocenie nie ma szans na wykreślenie bakteriozy z listy kwarantannowej. Dlaczego?
- To jak porywanie się z motyką na słońce! Przede wszystkim musiałyby się na to zgodzić wszystkie kraje unijne. A przecież to nie jest w ich interesie. Po co Francji, Niemcom czy Belgii polskie ziemniaki, skoro swoich mają w bród? – mówi nam Wojciech Nowacki. Ale jednocześnie przyznaje, że ten organizm kwarantannowy w naszych warunkach klimatycznych rzeczywiście nie zasługuje na tak restrykcyjne podejście.
- Prowadzę badania już od 10 lat i w tym czasie widziałem dosłownie trzy bulwy chore na bakteriozę – zauważa Nowacki.
Jest też inny powód dla którego kraje unijne nie opowiedzą się za zdjęciem bakteriozy. Otóż prawdopodobieństwo wyprowadzenia porażonych bulw z Polski będzie wtedy bardzo duże, ponieważ jako potentat w produkcji ziemniaków, jesteśmy ich dużym eksporterem.
Poza tym wykreślenie z listy nie ma uzasadnienia z punktu widzenia ochrony unijnego rynku przed napływem ziemniaków z krajów spoza Wspólnoty.
- Pamiętajmy, że lista kwarantannowa jest tym elementem, który chroni nasz rynek przed napływem ziemniaków ze wschodu, chociażby z Białorusi, Ukrainy czy Rosji. Poza tym to jest organizm regulowany nie tylko w Unii, ale i w innych państwach na świecie. W momencie gdy UE zdejmie go z listy, to zamknie sobie dostęp do jakiegoś rynku, który nie będzie chciał przyjmować ziemniaków z obszarów niekontrolowanych - wyjaśnia nam Agnieszka Sahajdak, dyrektor Biura Nadzoru Fitosanitarnego PIORiN.
Wygląda więc na to, że lista kwarantannowa pozostanie niezmieniona, a rolnicy będą musieli radzić sobie z bakteriozą jeszcze długi czas.
jr