Organizacja Producentów Ziemniaków Europy Północno-Zachodniej (NEPG), w której skład wchodzą związki producentów z Niemiec, Francji, Holandii, Belgii i Wielkiej Brytanii, donosi o potężnych stratach rynku HORECA. O tym, jak sytuacja wyglądała na krajowym rynku i jak odbiło się to na producentach frytek, rozmawiam z Jarosławem Wańkowiczem, dyrektorem ds. zarządzania surowcem w Farm Frites Poland.
Maria Walerowska: Jak epidemia koronawirusa odbiła się na polskim rynku przetwórczym ziemniaka?
Jarosław Wańkowicz: Zamrożenie gospodarki na dwa miesiące skutkuje tym, że poniesione w tym okresie straty będziemy jeszcze długo odrabiać, a tak naprawdę to utracony wolumen sprzedaży przepadł bezpowrotnie. To jest trudny czas dla gastronomii, a w efekcie również dla rynku przetwórstwa żywności, w tym dla producentów frytek. Daleko nam do wyrównania poziomu sprzedaży sprzed wybuchu pandemii i stabilizacji, do której przywykliśmy.
M.W.: Chwilę przed wybuchem pandemii, tzn. pod koniec lutego, większość zakładów przetwórczych zakończyła podpisywanie kontraktów na nowy sezon. Przyszłość rysowała się dość optymistycznie, zarówno pod względem ceny, jak i powierzchni zakontraktowanych ziemniaków.
J.W.: Sytuacja zmusiła nas do renegocjowania kontraktów na sezon 2020/2021 zarówno pod względem wolumenu ziemniaków jak, i obszaru uprawy. Biorąc pod uwagę ilość starych ziemniaków w przechowalniach, planowany okres przestoju przed startem nowego sezonu oraz zakładając obłożenie od września 100% produkcji w naszej fabryce, oszacowaliśmy poziom redukcji zakontraktowanej powierzchni. Wyniósł on 15%.
M.W.: Czy renegocjowaliście także cenę zakontraktowanych ziemniaków? Zakładam, że mimo wszystko nie były to łatwe rozmowy...
Cały wywiad z Jarosławem Wańkowiczem przeczytasz w najnowszym numerze kwartalnika „Ziemniaki” (3/2020).