Problemem jest też kwestia organizacyjna dzierżaw. Sytuacja prawna umów dzierżawnych nie ułatwia podejmowania decyzji o inwestowaniu w produkcję ziemniaka, jeśli rolnik nie ma pewności, że umowa dzierżawy nie zostanie przedłużona.
– Maszyny do zbioru i uprawy ziemniaka, systemy nawadniające czy nowoczesne przechowalnie to inwestycje pochłaniające bardzo duże pieniądze. Wielomilionowe wydatki nie będą realizowane, jeśli rolnicy nie będą mieli pewności, czy dane grunty będą mogli dalej dzierżawić – mówił Leszek Nowacki, rolnik reprezentujący grupę producencką uprawiającą 400 ha ziemniaka.
Moderujący dyskusję redaktor naczelny „top agrar Polska” Karol Bujoczek pytał m.in. o relację producentów ziemniaka z firmami, z którymi ci podpisali kontrakty.
– Firmy mówią, że jeśli mamy kontrakt to mamy go realizować. Nie zawsze ze względu chociażby na pogodę jest to możliwe. Niezakontraktowana część produkcji pozwala dzięki wyższej cenie sprzedaży częściowo dorobić straty związane z nieurodzajem. W naszej grupie zakontraktowane mamy 80–90% ziemniaka. W przypadku jednak gorszych plonów kontrakty mogą być zrealizowane jedynie w 60–70%. Firmy raczej podchodzą do sprawy jasno: kontrakt trzeba zrealizować po cenie zapisanej w umowie, bez względu na to, czy ziemniak na wolnym rynku jest droższy, czy też tańszy – mówił Leszek Wojciechowski.
Przemysł potrzebuje ziemniaka
Mamy zapotrzebowanie na ziemniak zarówno na rynku krajowym, jak i rynki zagraniczne. Rozwija się u nas przemysł przetwórczy, a mamy problem z surowcem, szczególnie w dwóch ostatnich, suchych latach. Rekompensatą za niskie plony jest, przynajmniej w tym roku, cena za ziemniaki.– Stawka za surowiec w tym roku na wolnym rynku jest bardzo dobra. Jednocześnie jednak rosną koszty, m.in. materiał do nasadzeń. Niższe plony jednak będą zmuszać przetwórców do importowania ziemniaków, głównie z zachodu i południa Europy. Tam jednak cena ziemniaka na wolnym rynku jest niższa o połowę niż w naszym kraju – mówił Roman Majchrzycki z firmy McCain. Dodał jednocześnie, że poziom cen kontraktowych jest podobny w całej Europie.
Podział marży w łańcuchu dostaw
Czy w przyszłym roku będzie więcej ziemniaków? Zainteresowanie ich uprawą może wzrosnąć, bo tegoroczna cena rekompensowała przynajmniej w części poniesione koszty przy niższych plonach. Mechanizm jednak podażowo-popytowy może zadziałać na niekorzyść rolnika w przypadku większej produkcji ziemniaków i spowodować nierówny podział marży.– W tym roku podział marży na rynku ziemniaka był sprawiedliwy. Wbrew pozorom niska cena za surowiec na wolnym rynku nie jest dla nas dobra, bo powoduje, że odchodzą od nas czy rezygnują w ogóle z uprawy rolnicy, którzy mogliby w nią zainwestować, np. w lepszą przechowalnię – mówił Andrzej Ostrowicz zajmujący się konfekcjonowaniem ziemniaka. Dodał, że zamiera też handel drobny na targowiskach. Konsument staje się coraz bardziej zamożny, szczególnie w większych miastach i interesuje go towar najlepszy, ładnie zapakowany, a nie wątpliwej jakości na targowisku, co niestety często ma miejsce. Rozwinie się więc model sprzedaży bezpośredniej, jednak obejmie on być może 5–10% rynku.
– Dziś rolnik otrzymuje za ziemniaki około 1/3 ceny finalnej produktu w sklepie, co jest sprawiedliwe jeśli chodzi o podział marży. Ta jednak nigdy nie powinna spaść poniżej 25% – dodał Andrzej Ostrowicz.
Brakuje grup producenckich
Dziś mamy około 20 grup producenckich zajmujących się uprawą ziemniaka zrzeszających 270 członków. To bardzo mało, podczas gdy inne branże, jak np. produkcja jabłek wypada pod tym względem dużo lepiej.– Rolnicy wciąż są przekonani, że praca na własną rękę jest najlepsza, a wszelka spółdzielczość zwyczajnie źle się kojarzy – mówił dr Wojciech Nowacki, prezes Stowarzyszenia „Polski Ziemniak”. Dziś 7,5 mln ton zbiorów krajowych to minimum naszych potrzeb. Można by tą produkcję zwiększyć dzięki grupom producenckim. Szansą jest też uprawa ekologiczna, która jednak nie jest jeszcze w naszym kraju rozwinięta.
Przepisy zdrowotne nie pomagają
– Program dla polskiego ziemniaka zakładał, że wszystkie podmioty produkujące ziemniaki na rynek powinny korzystać z materiału sadzeniakowego o potwierdzonej zdrowotności. Zatem można by wysadzić własne sadzeniaki pod warunkiem, że są one zdrowe – mówił dr Nowacki. Dodał, że handel ziemniakami na targowiskach nie musi stanowić zagrożenia fitosanitarnego ziemniaków. Chodzi o uwolnienie kraju od bakteriozy pierścieniowej ziemniaka. Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa nie jest w stanie jednak skontrolować 300 tys. gospodarstw produkujących ziemniaki.– Pomysłem jest wprowadzenie tzw. paska wskaźnikowego, czyli szybkiej metody stwierdzającej bakteriozy w materiale roślinnym. IHAR ma już gotowy pasek wskaźnikowy, jednak inspekcja uważa, że to nie rolnicy powinni sami sobie sprawdzać zdrowotność ziemniaków, a inspekcja właśnie. Samokontrola może spowodować jednak, że rolnik wykrywający u siebie bakteriozę przemilczy ten fakt i wysadzi wadliwe sadzeniaki – mówił dr Nowacki. Sami rolnicy przysłuchujący się debacie przyznali, że nawet w kwalifikowanych sadzeniakach wykryć można bakteriozę czy śluzaka.
– Taka sytuacja rodzi oczywiście problem, że rolnicy nie chcą rozmnażać ziemniaka, bo koszty badań gleby pod kątem bakteriozy są wysokie. Jednocześnie jeśli bakterioza zostanie wykryta przez jedyną certyfikowaną jednostkę, jaką jest PIORIN to odwołanie od takiej decyzji jest niemożliwe. Dzięki temu m.in. mamy tak niską wymienialność materiału kwalifikowanego, który na dziś wynosi 7–8% – mówił Tomasz Jardzioch z firmy hodowlanej HZPC.
Mamy szansę na rozwój
– Nasz kraj ma szansę na rozwój produkcji ziemniaka. Trzeba postawić na grupy producenckie, bo większy gracz może zwyczajnie więcej – mówił Aleksander Tadrzak. Roman Majrzchycki z kolei rozwój branży widzi w uprawie ziemniaka w gospodarstwach, które dzisiaj się tym jeszcze nie zajmują. Poprawić trzeba infrastrukturę, zwiększyć produkcję sadzeniaka i jakość surowca.– Szans jest oczywiście zwiększenie produkcji sadzeniaka, szczególnie na północy Polski, jednak przy obecnie obowiązujących przepisach nie każdy rolnik będzie w stanie się tym zając – podsumował Tomasz Jardzioch. Dr Nowacki stawia na nowoczesne przechowalnictwo oraz nawadnianie upraw. Zwraca uwagę na fakt, że chociaż ziemniak jest dość odporny na suszę to jednocześnie bez wody nie da się ustabilizować plonowania. Ważne też wg eksperta jest bezpieczeństwo fitosanitarne – głównym źródłem rozprzestrzeniania się bakteriozy jest zainfekowany materiał sadzeniakowy. Produkcja towarowa ziemniaka powinna się zatem odbywać w oparciu o materiał o określonej zdrowotności.
– Zwiększenie produkcji możliwe jest jeszcze w gospodarstwach wysokotowarowych. Potrzebny jest również marketing ziemniaków jadalnych, bo ich spożycie spada na rzecz półproduktów. Eksport na południe Europy to również szansa na nasz rozwój – podsumowuje Andrzej Ostrowicz. Leszek Wojciechowski podkreślił na koniec debaty, że dla rolników korzystających z sadzeniaków kwalifikowanych ważna jest ich zdrowotność. W ramach dotychczasowej produkcji trzeba też podnieść jakość, a nowe gospodarstwa zachęcić do produkcji ziemniaka ceną, która będzie gwarantowana i zapewni możliwość spłaty zobowiązań zaciągniętych na rozwój produkcji – skwitował Leszek Wojciechowski.
Debata odbyła się podczas imprezy Potato Days Poland w dniach 6–7 września 2019 r. w Udaninie pod Wrocławiem.
jd, fot. Daleszyński