
W 2023 r. sporo producentów ziemniaka rwało włosy z głowy, bo wodna zgnilizna przyranowa, której sprawcą jest grzybopodobny organizm z rodzaju Pythium, siała spustoszenie. W 2024 r. z kolei uderzyła w niektórych regionach kraju z ogromną siłą zaraza ziemniaka.
Zobacz także: Jakie odmiany ziemniaka trafiły do rejestru w 2025 roku?
Było to o tyle niebezpieczne, że po pierwsze – warunki pogodowe jej sprzyjały i jej silna presja nastąpiła bardzo wcześnie, bo już w połowie maja. Po drugie, w znacznym nasileniu wystąpiła jej forma łodygowa, która jest zdecydowanie trudniejsza do zwalczania. Cała branża zastanawiała się, jak odbije się to na przechowywaniu bulw.
– Faktycznie, zaraza ziemniaka pojawiła się na polach już praktycznie w pierwszej dekadzie maja. Największym problemem był bardzo duży udział formy łodygowej. Nie jest to łatwy przeciwnik, wymagało to zdecydowanie intensywniejszej ochrony – mówi Piotr Duda, dyrektor Działu Ziemniaka Top Farms Wielkopolska. Z obawy przed ewentualnymi późniejszymi problemami w przechowalni, świadomie podjęliśmy decyzję o rezygnacji z nawadniania, aby nie rozprzestrzeniała się silniej. Pozytywny efekt jest taki, że nie mamy większych problemów w przechowalni i parametry są dobre. Natomiast negatywny, to niestety zdecydowanie niższy plon handlowy, szczególnie odmian wrażliwszych i bardziej podatnych na zarazę.
Zaraza ziemniaka - z rośliny na bulwę
Konsekwencją występowania zarazy na roślinach ziemniaka może być porażenie bulw na skutek przerośnięcia do nich patogenu, który obecny był na łodydze lub na liściach. Obecność choroby na bulwach można stwierdzić już podczas zbioru lub w czasie przechowywania, gdyż bulwy porażone przez zarazę gniją.
– Tam, gdzie było realne ryzyko, że na skutek silnej presji zarazy mogą być problemy w przechowalni, większość producentów sprzedała surowiec prosto z pola, aby takiej sytuacji uniknąć i z góry nie programować problemów – mówi Karol Piekutowski z Farm Frites. Jednak gdyby faktycznie bulwy były porażone przez zarazę, to w przechowalni widzielibyśmy efekty już po 4–5 tygodniach – dodaje.
– Z moich obserwacji wynika, że trwałość przechowalnicza jest gorsza niż zazwyczaj w tym sezonie, a największe problemy pojawiły się na początku okresu przechowalniczego – komentuje Kamil Mania, prezes Stowarzyszenia Polski Ziemniak. Część producentów, aby uniknąć potencjalnych problemów, po prostu sprzedała surowiec, rezygnując ze składowania. W efekcie nie wszystkie komory zostały zasypane. Obserwuję także, że coraz więcej producentów inwestuje w chłodzenie w przechowalniach.
Część przechowalni popłynęła
Jednak trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że w wielu przypadkach problemy w przechowalni to nie tylko efekt presji zarazy na polach, a zaczynają się one już od początku, czyli od samego sadzeniaka.
– To, co miało popłynąć, to popłynęło. Mamy gorsze choroby bakteryjne, niż latentne formy zarazy, które są zmorą w okresie przechowalniczym. Moim zdaniem brak jakościowego sadzeniaka definiuje brak jakościowego surowca – podkreśla Krzysztof Korolewicz, prezes firmy Europlant. Produkujemy ok. 100 tys. ton sadzeniaków, a nasze zapotrzebowanie przy powierzchni uprawy na poziomie 193 tys. ha wynosi ok. 500 tys. ton. Pewna brakująca ilość częściowo pochodzi z importu, ale niestety, w dużej mierze pochodzi z tzw. szarej strefy. To materiał siewny nieprzebadany, który jest potencjalnym źródłem wielu problemów na plantacjach.
Obecny areał plantacji nasiennych w kraju wynosi 6344 ha. Wprawdzie jest nieznacznie wyższy w porównaniu z poprzednim rokiem, ale pokrywa zaledwie ok. 20% zapotrzebowania krajowego.
– To droga donikąd, jeśli nałożymy na to wycofanie w czerwcu zeszłego roku dopłat dla producentów ziemniaka w przypadku porażenia przez bakteriozę pierścieniową, z góry programujemy problemy, szczególnie w nasiennictwie – przewiduje Krzysztof Korolewicz, prezes firmy Europlant.
Producenci ziemniaków pod presją! Kolejne opryski znikają, nie ma jak chronić upraw przed zarazą
Największy areał plantacji nasiennych stanowią takie odmiany, jak:
- Innovator,
- Vineta,
- Colomba,
- Ludmilla,
- Skawa,
- Zuzanna,
- Lady Rosetta,
- Hermes,
- Fontane czy Lilly.
Najchętniej rozmnażaną odmianą z Krajowego rejestru była Innovator (frytkowa) – 543 ha, następnie Colomba (249 ha), a także 3 odmiany chipsowe:
- Lady Rosetta,
- VR 808 oraz Lady Claire.
Wśród odmian z CCA największy udział w nasiennictwie miały:
- Ludmilla (190 ha)
- oraz Hermes (177 ha).
Zabraknie sadzeniaków?
Niestety, restrykcyjne przepisy dotyczące bakteriozy pierścieniowej, a teraz także wycofanie rozporządzeniem dotacji dla gospodarstw, w których wykryto tę chorobę, skutkuje poważnymi konsekwencjami przede wszystkim dla branży nasiennej – rolnicy wycofują się z tego kierunku produkcji, ponieważ ponosząc koszty nierzadko ponad 40 tys. zł na ha, nie mają koła ratunkowego w postaci dotacji, a w zasadzie rekompensaty, w przypadku wykrycia w gospodarstwie bakteriozy. W efekcie w 2024 r. jedynie 164 podmioty podjęły w Polsce ryzyko uprawy materiału siewnego dla fabryk frytek, chipsów, skrobi, a także pakowni, które zaopatrują supermarkety, gdzie najchętniej kupujemy ziemniaki.
– W zeszłym roku mieliśmy ogromne problemy z dostępnością sadzeniaków, a ten nie zapowiada się lepiej. Już w grudniu brakowało materiału nasiennego najpopularniejszych odmian, i to we wszystkich typach użytkowych, począwszy od frytkowych, przez chipsowe, po jadane i skrobiowe – komentuje prezes Korolewicz.
Ten artykuł pochodzi z wydania Ziemniaki 1/2025
czytaj więcej