Rynek rzepaku
Czy rzepak oderwie się od Matifu?
Dla wielu aktywnych uczestników i obserwatorów rynku, to pytanie może wydawać się wręcz dziwne. W istocie na takie miano, przy pierwszym rzucie oka zasługuje. Przecież wszyscy wiemy, że zakłady tłuszczowe, jak żaden inny przemysł sztywno trzymają się giełdowych kursów i podążają za nimi jak wierny..., no może lepiej napisać jak cień.
Tylko czy rzeczywiście tak będzie w tym sezonie? Przecież Matif może płatać różne figle, a olejowcy, nie wszyscy są dobrze pokryci. Od początku sezonu, na wspólnych imprezach dodają sobie otuchy informacjami, w których cały ciężar dopięcia tegorocznego bilansu spoczywa na zapasach startowych z poprzedniego sezonu. Najpierw obwieszczano, że w lipiec 2024 r. wchodziliśmy z 600 tys. t. Teraz stówkę chyba myszy zjadły, bo wspomina się już tylko o pół milionowej kupce rzepaku, z której w tym sezonie przy mniejszych zbiorach czerpać będą przetwórcy, o kolejne 200 tys. t zmniejszając zapas.
To wróćmy teraz do lat kiedy zapasy rzepaku pod koniec sezonu wynosiły 50–100 tys. t. Jak mocno to ruszało ceny na koniec sezonu i na starcie nowego? Wówczas nawet w oficjalnych cennikach pojawiały się spore premie do Matifu, już nie mówiąc o podstolikowych ofertach służących dopięciu bilansu, bo najzwyczajniej w świecie olej z tego brakującego rzepaku był już na papierze sprzedany. Tak to w tym roku może wyglądać, a na razie przed nami tydzień cudów jak zwykło się zwać ostatni tydzień znikających notowań. Tym razem na Matifie żegnamy luty, potem już tylko maj i nowy sezon.
Rynek zbóż
Zboża mogą stanąć
Ceny zbóż wciąż idą w górę i to aktualnie z niezłą intensywnością. Nie zapominajmy jednak, co te podwyżki powoduje. Przecież nie Matif z notowaniami pszenicy, które wciąż są na bardzo podobnym poziomie. To okres świąt i Nowego Roku, jako długa przerwa mocno napoczął zapasy u przetwórców, a dostawy zbóż do skupów od niewidzących na razie zagrożenie dla swych zmagazynowanych zbóż rolników, jakoś gwałtownie nie ruszyły.
Sączy się więc towar, sączą się też i ceny. I trochę w analogii do przymkniętego kurka woda kapie, ale ciśnienie rośnie. To ciśnienie kiedyś eksploduje i wartki strumień podaży pociągnąć za sobą może ceny zbóż do dołu. Jak na razie perspektywy są dość czytelne. Pszenica konsumpcyjna zachowa się dość stabilnie, pszenica paszowa jeszcze trochę do góry, ale już zbyt wiele miejsca na podwyżki jej nie pozostało.
Pierwsza do góry mocniej pójdzie kukurydza, a potem w ślad za nią pszenżyto i jęczmień, które najszybciej nabiorą cech towaru niszowego. A to i dobra, i zła wiadomość, bo nisza ma to do siebie, że ceny są dość wysokie i mocno regionalne, ale też nie bardzo chce się nią ktoś zajmować. Często bardzo długo skupy pozostawią na bramach stare ceny, bo i tak nikt nie przyjeżdża, co będzie sztucznie hamować rozwój rynku tych zbóż.