Rynek rzepaku
Co ma rzepak do kukurydzy?
Na to pytanie od razu z automatu można odpowiedzieć, że nic. Tyle że, ten brak wpływu jest pozorny. O tym przekonujemy się w zasadzie już od dwóch tygodni, kiedy to zarówno niektóre firmy, którym kurczą się finanse na dalszy skup, jak i gospodarstwa potrzebujące więcej miejsca w magazynach na mającą właśnie zejść z pól kukurydzę, zaczynają sprzedawać rzepak.
Oczywiście dzieje się to także pod sporym wpływem lekkiego drgnięcia cen samego rzepaku. Rachunek jest prosty, pszenica stoi z cenami, a sprzedając jej tonę otrzymam ponad dwa razy mniej niż za rzepak. Także szukając miejsca w magazynie, każdy przechowujący wie, że rzepak w stosunku wagi do objętości zajmuje więcej przestrzeni. Więc nad czym się tu zastanawiać?
A no zastanawiać się, który towar ma szansę bardziej podrożeć w perspektywie czasu. I tu zaczynają się schody decyzyjne, których ostatni skok ceny rzepaku na Matifie nie ułatwia. Ja oceniając perspektywy wzrostów cen rzepaku i zbóż, w obliczu nadchodzących żniw kukurydzianych, stawiam oczywiście na rzepak. Uważam jednak, że najpierw w cenach rzepaku czeka nas jeszcze dołek, zanim kursy na dobre się odbiją.
Rynek pszenicy
W pszenicy zależność jest nieco prostsza
I znów dyskusyjne stwierdzenie, bo przecież pszenicę kupują młynarze, a kukurydzę paszowcy i biopaliwowcy. Pełna zgoda, jednak po pierwsze młynarze w tym sezonie jakoby stanowili odrębny nurt rynkowy i tu na cenę większy wpływ ma marny eksport, niż zajęci kukurydzą rolnicy i handlowcy. Oni rzeczywiście mniej zajmą się teraz pszenicznym handlem, ale tyle pszenicy, ile na chleb jest nam potrzebne, to będzie dostarczane na bieżąco przez handel pozbawiony narzędzi korzystniejszych cen w portach.
Ważniejszy w ocenie powszechnego rynku zbożowego jest więc wpływ kukurydzy na paszarnie i krajowe skupy. A te wyraźnie przez najbliższe ok. półtora miesiąca będą głównie sfokusowane właśnie na kukurydzę. Pozostałe zboża mogą być traktowane lekko po macoszemu, co może nawet przy wzroście notowań pszenicy na Matifie, w kraju dać efekt płaskich cen.
Moim zdaniem tak właśnie będzie się działo. Importerzy światowi już dobitnie pokazali, że drogo pszenicy kupować nie chcą, bo nawet w największym światowym przetargu wyłuskali tylko mniej niż 10% najatrakcyjniejszych ofert, a resztę sobie odpuścili. A przecież działo się to w momencie dużo korzystniejszego dla nich niższego kursu pszenicy na Matifie. Nasi eksporterzy, nie widząc perspektyw na większy handel też na gwizdek się w portach nie obudzą. I tak będziemy kisić się we własnym sosie i postępować będzie proces zmiękczania sprzedających.