Rynek rzepaku
Rzepak realizuje scenariusz
Kursy rzepaku wystrzeliły, ale przecież na tak niedowartościowanym w surowiec rynku nie powinno to powodować zdziwienia. Nie ma co się dziwić, gdy wystartował właśnie miesiąc, w którym sporo na giełdzie będzie się działo, w związku z przechodzeniem z gasnących notowań listopadowych na lutowe.
Trudno się dziwić, że maklerzy posiadaczy kontraktów listopadowych chcąc je sprzedać poczyniają wszelkie kroki, by te kontrakty zdrożały, zanim kupujący się zorientują, że zamiana na kolejny termin będzie ich kosztować okrągłą dychę. Bo właśnie o tyle euro są droższe kontrakty lutowe od listopadowych. A te listopadowe przecież po aktualnych wzrostach są dokładnie tyle warte (481 €/t), co lutowe tydzień temu.
Jak tu nie odnieść wrażenia, że dmuchanie w wojenny balonik się maklerom szczególnie udało, a zaognienie sytuacji na Bliskim Wschodzie stało się tylko katalizatorem zmian bazy cenowej rzepaku i bezkosztowej wymiany swoich pozycji dla ich klientów.
I tak to się dzieje, że cokolwiek by się nie działo koła tarczy giełdowej ruletki mają jedno najważniejsze zadanie... kręcić się. Czy w tym zakręceniu jest jeszcze miejsce na prognozy? O nie trudno, zwłaszcza w takim chimerycznym dla giełdy momencie.
Jednak tak jak prognozowałem dużo wcześniej październik to miesiąc, w którym ceny rzepaku mają pójść do góry. To się w zasadzie stało już w pierwszych dniach miesiąca. Czy jeszcze podejdzie wyżej? Moim zdaniem punkt wsparcia cenowego od dołu został przesunięty już na trwałe na 470 €. A co jest sufitem, czy 500 €? Nie sądzę, żeby soja tak mocno pozwoliła rzepakowi na szybki skok.
Rynek pszenicy
Pszenica czekała zbyt długo
Oceniając aktualną sytuację na rynku pszenicy warto pokusić się o jedno ważne przesłanie. Pszenica na giełdach w ostatnich tygodniach była niedowartościowana.
Do tego niedowartościowania przyczyniały się głównie zbyt długo utrzymywane mocno optymistyczne prognozy USDA idące w parze z polityką największych importerów pszenicy. Egipt najpierw ogłaszał wielki przetarg, a potem widząc oferty praktycznie nic nie kupował. Dawał znak rynkowi, że może sobie chcieć za pszenicę więcej, ale za tyle to nie kupi. I tak notowania spadały.
A teraz i USDA we wrześniu zmienił nieco nastawienie do przeskakiwania kolejnych rekordów zbiorów. Zauważono wreszcie w Ameryce jak ogromnym rynkiem, w gruncie rzeczy decydującym o światowej strukturze handlu pszenicą jest Basen Morza Czarnego, UE i odbiorcy na Bliskim Wschodzie oraz Afryce Północno Wschodniej są mocno z nimi powiązani.
Okazuje się, że też jak dobrym graczem w handlu jest Egipt, który w ostatniej chwili pod stolikiem dokonuje ogromnego zakupu w nieznanej publicznie cenie. Pokrywa tym samym 25% swojego rocznego zapotrzebowania importowego i spokojnie może się przez chwilę przyglądać wzrostowi cen na giełdach.
A ceny, czy z nami zostaną? 230 euro za tonę pszenicy, to naprawdę nie jest nic wielkiego, gdy wokół słyszymy o mniejszych zbiorach. Na tendencję wzrostową wskazuje także utrzymujący się już od dłuższego czasu dziesięcioeurowy spreed pomiędzy grudniowym notowaniem, a marcowym. Giełda zwraca koszty finansowania inwestorom. Krajowy rynek mniej, ale tutaj możemy liczyć na drożenie zbóż paszowych.