Rynek rzepaku
Bez zapasu rzepaku przemysłowo tłoczyć się nie da
Jeszcze kilkanaście lat temu obecni na krajowym rynku przetwórcy, realizując politykę regularnego przerobu rzepaku w latach silnego rozwoju jego produkcji przynajmniej połowę zapotrzebowania rocznego pokrywali w żniwa i zaraz po nich. Zapełniano wtedy spore przyzakładowe magazyny na full i jeszcze dokupowano surowiec ze składowaniem w gospodarstwach i firmach, często świadczączych usługę skupu na rzecz i za pieniądze przetwórcy.
Moment, gdy zwalszcza w koncernach do głosu doszli mający wiecej do powiedzenia od agrotechników finansiści spowodował kompletne odwrócenie strategii i ograniczenie zakupów na zapas do minimum. Zabezpieczenie w surowiec fizyczny zastąpiły kontrakty na terminowe dostawy i jakoś tłoczące rzepak ślimaki się dalej kręciły. No, może poza wyjątkami, kiedy dostawcy z różnych powodów z kontraktów się grupowo nie wywiązywali.
Taka strategia jest jednak korzystna dla obydwu stron, gdy ceny z czasem delikatnie idą do góry. Kiedy spadają, to korzysta przetwórca, a rolnik wewnętrznie czuje się oszukany. Ale co sie dzieje w roku, gdy ceny są bardzo długo płaskie, a oczekiwanie wzrostu u rolników jest większe od rzeczywistego skutku. Wtedy pomimo przecież niezłego bilasu na papierze, w realu nagle pojawia się efekt kurczących się zapasów surowca na najbliższy okres przerobu. Z takim efektem mamy do czynienia obecnie i presja na zkupy nie może pozwolić na luzowanie cen.