![ziarno i chleb](https://static.topagrar.pl/images/2025/02/13/o_572400_1280.webp)
Rynek rzepaku
Rzepak stabilny, ale chwile się jeszcze pojawią
Kontrakty rzepakowe na Matifie wydają się jakby zablokowane, kręcąc się wokół 520 €/t. Przy pewnych korektach dotyczących światowych zbiorów soi, już tylko taniejąca ropa naftowa tę stabilizację powoduje. Tańsza ropa, to tańszy transport rzepaku, który UE musi importować z odległych krajów (Australii i Kanady), bo na Ukrainie już oficjalnie ogłoszono, za pośrednictwem lokalnym mediów, koniec rzepakowego sezonu.
W aktualnej sytuacji zaopatrzenia, w jakiej są krajowe zakłady trudno jednak zakładać jakieś większe obniżki indykacji cenowych w stosunku do Matifu. Pomimo jakiś szeptanych informacji o jednym statku, który płynie ponoć na zamówienie jednego z naszych przetwórców, celem zasilenia zaopatrzenia zakładu na północy kraju, to rzepak do końca sezonu wciąż będzie jeszcze potrzebny.
Problemem, który wyraźnie uwidocznił się w tym tygodniu jest jeszcze silniejsza złotówka. Widać to wyraźnie po przelicznikach cen, bo Matif taki sam jak przed tygodniem, ale złoty o 2 grosze mocniejszy i od razy ceny skorygowane o 10 zł.
To pokazuje, że chyba już przetwórcy nie są w stanie jeszcze bardziej buforować zmienności rynkowej. Ale i bez ich gratisów uważam, że rzepak jeszcze znajdzie z jedna dwie okazje do korzystniejszej sprzedaży. To może się wydarzyć zarówno dzięki Matifowi, jak i walucie, bo wybory prezydenckie przed nami.
Ważne jest tylko jedno, by tych chwil już nie przespać! Choć jeśli tak sobie wszystko dokładnie policzymy, to ryzyko sporo tańszej sprzedaży jest w tym sezonie stosunkowo niewielkie. Wiedzą to też Ci, którzy mając teraz jeszcze czas na załadunek, zdecydowali się już dziś na przewiezienie rzepaku do przetwórców z którymi stale współpracują i złożenie tam rzepaku, celem podjęcia decyzji o jego natychmiastowej sprzedaży w momencie okazjonalnego obudzenia rynku.
Rynek zbóż
Zbożom towarzyszy obawa
Bardzo dawno nie było tak stabilnego cenowo rynku pszenicy i w gruncie rzeczy niemal gwarantowanych lekkich podwyżek w pozostałych zbożach, jakie mamy w tym sezonie. Przyglądanie się nieco z boku takiemu scenariuszowi, gdy nie musimy za bardzo się sprężać z decyzją o sprzedaży swoich zbóż może nawet nieco rozleniwiać.
Wszak to nawet nie musimy dzwonić do firm, do których zwykle sprzedajemy, bo to handlowcy regularnie dzwonią do nas i zachęcają do transakcji. Co z tego, gdy ceny wciąż są podobne? Przecież nie po to trzymamy pszenicę w magazynie, żeby teraz sprzedać po paru miesiącach przechowywania za tyle samo. Tylko takie podejście zakłada, że ta pszenica wyraźnie podrożeje. A co będzie jeśli nie podrożeje?
No właśnie, co się może wydarzyć? Przecież już teraz wchodzimy w moment, kiedy miała pojawić się większa podaż i ceny miały zacząć spadać, ale tak się nie dzieje! Rzeczywiście nie ma podaży, która rynkiem by zachwiała, ale jednak przetwórcy coś tam kupują. Nie możemy nie doceniać rozległości naszego kraju i wciąż sporego rozdrobnienia nawet towarowego rolnictwa.
Obawiał bym się momentu, kiedy przetwórcy nieco uspokojeni zapełniającymi się magazynami jeszcze cen nie obniżą, ale zaczną przesuwać terminy dostaw na kolejne tygodnie. Tych sygnałów płynących z rynku nie powinniśmy przespać, bo jest to pierwszy sygnał przed obniżkami cen!