
Niemcy oficjalnie wolne od pryszczycy
Dobre wieści dla niemieckich rolników i przetwórców. Po trzech miesiącach od wykrycia ogniska pryszczycy w Brandenburgii (okolice Berlina) Światowa Organizacja Zdrowia Zwierząt (WOAH) oficjalnie uznała, że niemal całe Niemcy odzyskały status kraju wolnego od tej choroby. Ograniczenia obejmują już tylko niewielką strefę wokół pierwotnego ogniska.
Minister rolnictwa Cem Özdemir podkreślił, że decyzja WOAH to kluczowy krok w kierunku zniesienia zakazów eksportowych na niemieckie mięso i produkty mleczne.
- Oficjalne potwierdzenie jest decydującą podstawą w rozmowach z krajami trzecimi i będzie korzystne dla eksportu – powiedział federalny minister rolnictwa cytowany przez Reuters. Niemcy liczą, że to pomoże w odbudowie stosunków handlowych, szybko przywracając niemieckie produkty na zagraniczne rynki. Ale nie wszystko będzie tak proste.
Pryszczyca w Niemczech – jak doszło do zakażenia? Szybkie przypomnienie
Przypadek pryszczycy odnotowano 10 stycznia w stadzie bawołów wodnych w Brandenburgii. Było to pierwsze ognisko tej choroby w Niemczech od niemal 40 lat. Władze weterynaryjne natychmiast wdrożyły restrykcyjne środki, obejmujące wybicie zakażonych zwierząt oraz ograniczenia w przemieszczaniu i eksporcie. Pisaliśmy o tym w artykule „Pierwsze ognisko pryszczycy niedaleko polskiej granicy! "Wirus przenosi wiatr. To byłaby katastrofa"”.
Źródło zakażenia nadal pozostaje nieznane, ale eksperci nie wykluczają, że choroba mogła dotrzeć z Europy Wschodniej. Przypomnijmy, ze niedawno pryszczycę wykryto na Węgrzech, co skłoniło Polskę do natychmiastowego wprowadzenia zakazu importu zwierząt i produktów odzwierzęcych z obszaru objętego restrykcjami.
Odbudowa niemieckiego eksportu nie będzie łatwa. Dlaczego?
Mimo odzyskania statusu kraju wolnego od pryszczycy niemieccy producenci muszą liczyć się z długimi negocjacjami z krajami trzecimi. Jak informuje portal topagrar.com, wiele państw, takich jak Korea Południowa czy Wielka Brytania, może nie przyjąć od razu statusu wolnego od pryszczycy, gdyż w Niemczech nadal jest 6-kilometrowa strefa zamknięta.
Samo uznanie przez WOAH to „dopiero początek drogi”. Jak wyjaśnił Steffen Reiter z Niemieckiego Stowarzyszenia Przemysłu Mięsnego, część państw wymaga dodatkowych okresów oczekiwania, zanim ponownie otworzą swoje rynki.
Przykładowo Korea Południowa wymaga pełnych 12 miesięcy od ostatniego przypadku pryszczycy i w tym czasie nie akceptuje mięsa pochodzącego z kraju, który stosował szczepienia na tę chorobę. Kanada ustaliła ten okres na 3 miesiące, a Singapur na pół roku. To oznacza, że niemiecki eksport mięsa i nabiału nie wróci do normy natychmiast.
Szczególnie trudna sytuacja jest w relacjach handlowych z Wielką Brytanią. Mimo obowiązujących umów i możliwości udowodnienia braku zagrożenia, Brytyjczycy nie spieszą się z otwieraniem granic na niemieckie produkty odzwierzęce.
Czy to jest możliwy scenariusz rozwoju sytuacji w Polsce?
Niemieckie doświadczenia pokazują, jak trudne jest odzyskanie pełnej swobody eksportu po wykryciu ogniska pryszczycy. Choć Polska do tej pory unikała tego zagrożenia, wybuch ogniska pryszczycy na Węgrzech przy granicy ze Słowacją jest niepokojący.
6 marca br. węgierskie służby potwierdziły wykrycie pryszczycy w gospodarstwie mlecznym w Győr-Moson-Sopron, hodującym 1418 sztuk bydła. KE wyznaczyła strefy objęte restrykcjami, a Polska wdrożyła zakaz importu zwierząt i produktów z regionu. Wprowadzono również wzmożone kontrole na granicach oraz dezynfekcję pojazdów przewożących zwierzęta. Więcej informacji o tym, jakie działania prowadzą polskie służby, znajdziesz w artykule:
Pryszczyca to choroba, która potrafi błyskawicznie się rozprzestrzeniać. Wirus przenosi się przez kontakt bezpośredni zarówno pomiędzy zwierzętami, jak i przez człowieka, ale także na obuwiu, odzieży, sprzęcie czy paszy.
Ostrożność wciąż potrzebna
Odzyskanie przez Niemcy statusu kraju wolnego od pryszczycy to ważny krok, ale to nie koniec problemów dla tamtejszych producentów. Proces ponownego otwierania rynków potrwa miesiące, a w niektórych przypadkach nawet rok.
Dla polskich hodowców to ważna lekcja – skuteczna walka z chorobą to jedno, ale jej konsekwencje dla eksportu mogą utrzymywać się znacznie dłużej. Dlatego warto monitorować sytuację i stosować najwyższe standardy bioasekuracji, by nie znaleźć się w podobnym położeniu.
Mkh na podst. Reuters, topagrar.com