W ciągu ostatnich czterech lat Ukraina z importera mięsa indyczego zmieniła się w eksportera. W wyniku wojny spadł popyt na mięso indycze, co pozwoliło na zmianę bilansu handlowego.
W latach 2019-2021 głównymi importerami ukraińskich indyków była Mołdawia (prawie połowa wolumenu), Benin i Azerbejdżan. W 2022 roku dostawy do tych państw wzrosły o 100%. W ciągu siedmiu miesięcy tego roku wyeksportowano 4,4 tys. ton mięsa indyczego, czyli prawie tyle, ile w roku 2022.
Niepokojąca informacja dotyczy tego, co wydarzyło się w 2022 r., gdyż największymi importerami tego gatunku mięsa stała się Holandia, Niemcy, Wielka Brytania, Włochy i Mołdawia. Cztery pierwsze kraje unijne, to jedni z największych odbiorców polskiego mięsa ogółem. A oznacza to tylko tyle (lub aż tyle!), że Ukraina powoli wypycha polski produkt z tamtych rynków. Warto przypomnieć, że zasady tej konkurencji są bardzo nierówne. Polscy producenci muszą stosować się do wyśrubowanych norm unijnych, ponadto w branżę i wizerunek włożono niemałe pieniądze, przez wiele lat pracowano na to aby być liderem europejskim, z europejską jakością i korzystną dla konsumenta ceną. Otwarcie rynku europejskiego zarówno dla drobiu brazylijskiego i ukraińskiego, jest strzałem w drobiarskie kolano.
Ile Ukraina produkuje indyków?
O ile w przypadku brojlerów, Ukraina jest jednym ze światowych liderów w produkcji, to w przypadku hodowli indyków na szczęście już nie jest taka mocna, co nie oznacza, że nie należy się jej obawiać, jako silnego konkurenta.
W 2020 r. Ukraina wyprodukowała 36,8 tys. ton mięsa indyczego, a wskaźniki pokazują systematyczny wzrost produkcji z roku na rok, mniej więcej o 10-12% rocznie od 2017 r. To już powinien być poważny powód do obaw. Stały wzrost produkcji indyków powoduje również, że Ukraina nie potrzebuje już tak dużo mięsa importowanego, a warto zaznaczyć, że importuje je również z Polski (75% całego importu w 2020 r. pochodziło z Polski).
A jak radzi sobie polskie i europejskie drobiarstwo?
- Drobiarstwo należy do najważniejszych działów krajowej produkcji rolniczej, a Polska od 2014 r. jest największym w Unii Europejskiej producentem drobiu. Możliwość lokowania krajowej produkcji na rynkach zagranicznych od lat stymuluje rozwój drobiarstwa w Polsce, co czyni nasz kraj liderem w eksporcie produktów drobiowych – podaje Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa. Od stycznia do listopada 2022 r. z Polski wyeksportowano 1 844 tys. ton produktów drobiowych, o 9% więcej r/r., a wartość sprzedaży osiągnęła 4,7 mld euro (22 mld zł) i była o 55% większa niż przed rokiem.
W 2022 r. z danych statystycznych KE wynika, że w Polsce wyprodukowano 409 tys. ton indyków.
W okresie jedenastu miesięcy 2022 r. za granicę sprzedano 183 tys. ton mięsa z indyka, głównie do Niemiec (34%, 62 tys. ton), Hiszpanii (10%, 18 tys. ton) i Czech (7%, 12 tys. ton), a także do Wielkiej Brytanii (5%, 8 tys. ton) i Demokratycznej Republiki Konga (3%, 5 tys. ton). W Polsce utrzymuje się około 14,9 mln szt. indyków, jest to drugi co do wielkości gatunek drobiu produkowany w Polsce.
W Polsce w ciągu 10 miesięcy br. wyprodukowano 2,76 mln ton mięsa drobiowego, o 8,5% więcej niż przed rokiem. Tymczasem w okresie pierwszych ośmiu miesięcy tego roku Unia Europejska zaimportowała 621 tys. ton mięsa drobiowego, o 11% więcej r/r. Drób na teren UE sprowadzany był przede wszystkim z: Brazylii (206 tys. ton), Ukrainy (168 tys. ton), Tajlandii (113 tys. ton) i Wielkiej Brytanii (97 tys. ton). Jednocześnie przez 8 miesięcy br. z UE eksportowano drób głównie do Wielkiej Brytanii (497 tys. ton), Ghany (95 tys. ton), Demokratycznej Republiki Konga (65 tys. ton) i Ukrainy (58 tys. ton). Import z Ukrainy do UE, nadal mocno przewyższa odwrotny kierunek handlu.
10-krotnie większa produkcja w Polsce wystarczy?
Jak łatwo policzyć Polska produkuje obecnie 10-krotnie więcej mięsa indyczego niż Ukraina, jednak obserwując dynamiczny wzrost produkcji tego gatunku drobiu na przestrzeni ostatnich kilku lat, może nieco spowolnionym w ostatnich miesiącach wojną, ale nadal ten kraj, jest w kontekście produkcji drobiu, dużym zagrożeniem dla polskiego rynku indyków. Tym bardziej, że nadal dla konsumenta jakość jest mniej ważna niż cena, co pokazuje wzrost importu tego gatunku mięsa z Ukrainy do unijnych państw, które znają standardy swojej produkcji i przy pełnej świadomości importują – taniej i nieco „inaczej” wyprodukowany towar.
Czy mamy się czego obawiać?
Dariusz Goszczyński, prezes zarządu Krajowej Rady Drobiarstwa Izby Gospodarczej podkreśla, że obecnie największym zmartwieniem sektora obecnie są brojlery kurcząt, gdyż na rynek unijny trafia około 240 tys. ton fileta z Ukrainy. Jednak sprzedaż indyka też napotyka na duże problemy.
- Duże ilości kurczaka wprowadzane na unijny rynek przez ukraińskiego giganta bardzo mocno go zakłócają. W Polsce jest również dramatyczna sytuacja jeśli chodzi o mięso z indyka, jego sprzedaż jest teraz bardzo trudna. Wiążemy to z wysoką inflacją i oszczędnościami konsumentów. W Niemczech spadła sprzedaż produktów ekologicznych o 20%, we Francji z kolei spadła sprzedaż mięsa produkowanego w systemie „Label Rouge” o 15%, tak samo w Polsce konsumenci coraz częściej wybierają kurczaka niż indyka. Prognozujemy, że Ukraina wyeksportuje do końca br. około 7 tys. ton mięsa indyczego, w takiej cenie, że polskie mięso nie ma z nim szansy konkurować.
Rozpoczynają się dyskusje akcesyjne, które potrwają jeszcze kilka lat. Obecnie dla Ukrainy to idealny moment na rozwój, bo nie muszą spełniać wymagań unijnych a mają nieograniczony dostęp do rynku. Nie ma co liczyć na to, że proces produkcji mięsa z indyka w Ukrainie przebiega w oparciu o unijne normy. Ryzyko polega jeszcze na tym, że mięso jest wprowadzane na rynek poprzez własne zakłady, które działają w UE, więc to mięso jest w nich przepakowywane i trafia na rynek jako unijne. To bardzo duże ryzyko dla nas, ponieważ w sytuacji jakiegoś problemu reputację straci nie ukraińskie a unijne mięso. Dla wprawnego oka konsumenta jest to do zbadania, ale nie dla każdego. Wydaje się, że wpuszczając nieograniczoną ilość mięsa na unijny rynek pomagamy ukraińskim rolnikom, a prawda jest zupełnie inna, pomagamy jednemu oligarsze, który dzięki otwartej granicy zwiększa tylko swój gigantyczny majątek zarejestrowany na Cyprze, a polska branża traci – dodał prezes KRD-IG.