Wysoka cena zbóż – pilnować zużycia
– Przy obecnej wysokiej cenie zbóż najważniejsze jest pobranie paszy i jej zużycie na kilogram przyrostu. Dla najlepszych producentów najważniejszym parametrem jest właśnie koszt przyrostu, a nie cena samej paszy, bo ona jeszcze o niczym nie mówi – podkreślał prof. Daniel Korniewicz. Na dłuższą metę w produkcji zostaną ci, którzy będą w stanie utrzymać najniższe koszty przyrostu.Jak podkreślał prof. Krzysztof Lipiński z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, postęp genetyczny w nowoczesnych liniach hybrydowych wymusza dopasowanie żywienia do coraz to bardziej wymagających, ale też mających wysoki potencjał produkcyjny zwierząt.
– Przyrosty powyżej 1000 g/dzień i zużycie paszy poniżej 2,5 kg na kg przyrostu w tuczu, to dziś w wielu bardzo dobrych gospodarstwach standard. W przyszłości będziemy mieli świnie, które będą przyrastały 1800 g dziennie i będą zużywały poniżej 2 kg paszy na kg przyrostu – prognozował prof. Lipiński. Jego zdaniem, te intensywnie rosnące świnie wymagają coraz to bardziej dopracowanych receptur i nie da się zaspokoić ich potrzeb, bazując na starych zaleceniach. Wysoka koncentracja energii oraz dawka zbilansowana pod kątem białka i aminokwasów to wyzwanie dla jakości komponentów wykorzystywanych w żywieniu.
Własne pasze, pełna kontrola
Prof. Lipiński przekonywał o korzyściach z mieszania pasz we własnym zakresie. Wiele gospodarstw, także tych produkujących świnie na dużą skalę decyduje się na sporządzanie pasz we własnym zakresie. Jest to nie tylko wygodne, ale rolnicy chcą sami decydować, jakie komponenty wykorzystają w mieszankach. Chodzi przede wszystkim o to, by mieć też stałą i pełną kontrolę nad jakością surowca. Wciąż wzorcowym białkiem dla świń pozostaje poekstrakcyjna śruta sojowa (PŚS), która na szczęście teraz, przy drogich zbożach, ma umiarkowaną cenę.Zdaniem prof. Lipińskiego, choć można ją częściowo zastąpić także rodzimymi źródłami białka, to jednak nie ma obecnie szans na to, by zastąpić ją w pełni. PŚS ma też tę zaletę, że utrzymuje bardzo powtarzalne parametry i jakość. Z kolei rodzime źródła białka z roślin strączkowych mogą się bardzo różnić w zależności od partii. Lipiński radził, by regularnie kontrolować ich skład i jakość, także pod kątem obecności mykotoksyn.
Prosta kontrola porażenia mykotoksynami
– O ile po ubiegłorocznych żniwach jakość zbóż oraz kukurydzy z powodu suchego roku nie budzi zastrzeżeń, to trzeba pamiętać - jak to już było w mokrych latach, że mykotoksyny mogą pogarszać wyniki w rozrodzie i odchowie prosiąt – podkreślał Piotr Czajkowski z LNB. Podpowiadał jak bez stosowania drogich testów, metodą organoleptyczną sprawdzić jakość kupowanego ziarna. – Już kilkadziesiąt ziaren w kilogramie zboża czy kukurydzy zabarwionych na czerwono lub wręcz matowych i bladych może sprawić, że w takiej paszy przekroczone zostaną bezpieczne progi dla mykotoksyn – argumentował. Jego zdaniem udział 0,5 do 1% ziaren porażonych w partii może znacznie pogorszyć jakość paszową surowca.Czajkowski zalecał kontrolę kupowanego zboża na bramie, zanim zostanie rozładowane do silosu. Potencjalne porażenie surowca mykotoksynami można wykryć gołym okiem, ale trzeba dokładnie obejrzeć partię ziarna i kontrolować je podczas rozładunku. – Jak widzimy na dłoni, czy po rozsypaniu na płaskiej powierzchni, przebarwione ziarniaki, to trzeba rozważyć czy w ogóle kupować takie zboże – przestrzegał Czajkowski.
Neutralizacja gorzkiego smaku
- Wykorzystywane w żywieniu komponenty nie zawsze mają smak lubiany przez świnie – podkreślała dr Gemma Tedo, z firmy Lucta. Rozpoznanie mechanizmu wyczuwania gorzkiego smaku przez świnie pomogło w stworzeniu dodatków, które pomagają „oszukać” zwierzęta. Ich mechanizm polega na maskowaniu gorzkiego smaku lub blokowaniu odczuwania tego smaku. Gorzki smak sprawia, że świnie pobierają mniej paszy, zwłaszcza w pierwszym okresie po wprowadzeniu takiego komponentu w żywieniu. Poznanie fizjologii odczuwania gorzkiego smaku pozwoliło firmie Lucta na stworzenie dodatku BitterOff, który łagodzi odczucie gorzkiego smaku zwłaszcza u prosiąt odsadzonych.Zdaniem dr Marcina Kamińskiego zalecana dawka waha się od 300 g do 2 kg na tonę paszy i zależy od intensywności czynnika zawierającego gorzki smak. Dodatek BitterOff może być także stosowany u innych grup zwierząt dla złagodzenia efektu gorzkiego w paszy, ale jak podkreślają eksperci trzeba go stosować rozsądnie. Jeśli udział komponentów o gorzkim smaku jest ograniczony z powodu zawartości czynników pogarszających wzrost, to oczywiście nie można ich zwiększać, nawet jeśli wyższa dawka dodatku poprawiającego smak poprawiłaby pobranie paszy.
Co w miejsce tlenku cynku?
- Wprawdzie jeszcze do roku 2023 możemy stosować w odchowie prosiąt tlenek cynku, to jednak musimy się przygotować do sytuacji, kiedy już nie będzie dostępny – wyjaśniał prof. Korniewicz i przedstawił nową mieszankę pełnoporcjową uzupełniającą ProtectMax , która jest kompozycją wielu różnych ekstraktów roślinnych, których zadaniem jest stabilizacja flory bakteryjnej przewodu pokarmowego. Zdaniem prof. Korniewicza, ma ona mieć działanie zbliżone do terapeutycznych dawek tlenku cynku. Działanie bakteriobójcze polega na tym, że zawarte taniny mają tworzyć błonę chroniącą ścianki jelita przed wnikaniem endotoksyn. W doświadczeniach terenowych po zastosowaniu MPU ProtectMax udało się uzyskać efekty porównywalne do efektów stosowania tlenku cynku, a co ciekawe efekt ten utrzymał się w dalszym okresie tuczu.W sytuacji ograniczenia stosowania tlenku cynku te rozwiązania mają pomóc w uzyskaniu dobrych przyrostów w okresie poodsadzeniowym prosiąt.
ASF – gorący temat
Wszyscy producenci świń żyją problemem ASF. Jedni w bezpośrednim sąsiedztwie, inni choć zdecydowanie dalej, to też odczuwają pośrednio skutki ASF w Polsce.Dr Piotr Barszcz z Głównego Inspektoratu Weterynarii przypomniał drogę, jaką pokonał wirus ASF od Gruzji do Polski i podkreśli jak istotne jest konsekwentne ograniczenie populacji dzików w strategii zwalczania ASF. – Nie bez powodu Niemcy w ubiegłym roku odstrzelili ponad 800 tys. dzików. W ten sposób chcą uchronić swój biznes trzodowy przed ASF. Ale i tak wiedzą, że najbardziej niebezpieczny i nieprzewidywalny jest czynnik ludzki – podkreślał dr Barszcz. Jego zdaniem, to właśnie błędy ludzkie i źle pojmowana solidarność na wsi doprowadzają do tego, że pojawiają się ogniska ASF. W zwalczaniu ASF najważniejsze jest dokładne wyzbieranie resztek po padłych dzikach i ograniczenie populacji tych zwierząt.
Zdaniem dr Karola Wierzchosławskiego błędne jest podejście hodowców i producentów, którzy twierdzą: „ASF mnie nie dotyczy, bo jest daleko”.
Przykład Belgii i Czech pokazuje, że ASF może się pojawić w każdym miejscu w najmniej spodziewanym momencie – wyjaśniał dr Wierzchosławski. ASF jest wirusem bardzo żywotnym zwłaszcza teraz w okresie zimowym. Najważniejsza dla każdego gospodarstwa jest dobra bioasekuracja. – Nie ma innego sposobu jak tylko dobrze zabezpieczyć swoją chlewnię. Nie daje to 100% gwarancji, ale daje 99% gwarancji zabezpieczenia przed ASF, a przy okazji pomaga ochronić stado przed wieloma innymi czynnikami zakaźnymi – mówił dr Wierzchosławski.
Jak podkreślił, każdy musi uderzyć się we własne piersi, bo na kilkadziesiąt chlewni, które ostatnio miał okazję odwiedzić, raptem 7-8 było dobrze bioasekurowanych. W każdym gospodarstwie jest inny układ budynków i chlewni i trzeba przede wszystkim zabezpieczać chlewnie. Sporo nieprawidłowości dotyczy kontaktu z samochodami przyjeżdżającymi po tuczniki, a także po padlinę. Tu trzeba koniecznie zadbać o rozdzielenie strefy czystej – czyli obszaru fermy, na który nikt nie ma wstępu, od strefy brudnej, do granicy której mogą wjeżdżać inne pojazdy.
Gorąca dyskusja
Obecni na spotkaniu rolnicy domagali się od urzędników bardziej zdecydowanego wymuszenia odstrzału dzików w terenie. Rolnicy podkreślali jak diametralnie różne jest podejście kół łowieckich do problemu: od zrozumienia i współpracy do totalnej ignorancji. – Rząd powinien uruchomić kampanię uświadamiającą ludzi w miastach, jak groźny jest dla nas i dla całej branży ASF – domagali się hodowcy. Żądali też bardziej szczegółowej kontroli zwierząt i tusz przywożonych z zagranicy. – Każdy kraj próbuje bronić swoich producentów, a nasz rząd zawsze się tłumaczy, że jest wolny rynek i nic nie może zrobić, czy my musimy przywozić mięso z czerwonej strefy z Litwy, skoro sami mamy z nim problem? – pytali.Dr Barszcz tłumaczył, że handel ten nie narusza przepisów unijnych, bo procedury dopuszczają taki transport. Przywóz żywych zwierząt do uboju to zaledwie kilka procent, ponad 90% przywozu żywych świń to warchlaki do dalszego tuczu. – Te zwierzęta kupują polscy rolnicy i firmy z własnej woli, ani im tego nikt nie każe robić, ani nie zakazuje. Nie można za wszystko winić inspekcji weterynaryjnej – odparował dr Barszcz na zarzuty, że inspekcja nie chroni naszego rynku.
Europa musi się chronić przed ASF
Ochrona przed ASF jest w interesie całej Europy, gdzie poziom samowystarczalności w wieprzowinę jest grubo powyżej 100%. - Już sam twardy Brexit może oznaczać, że samowystarczalność w Europie wzrośnie do 117-120% - podkreślał prof. Domingo Carrion z Hiszpanii. W najbliższych tygodniach i miesiącach jest szansa na większe ssanie z rynku chińskiego. Chiny mają potężne problemy z ASF i będą musiały więcej wieprzowiny kupić. Dla Europy jest szansa na wyższe ceny i zluzowanie rynku wewnętrznego.O tym, jak ważne są kanały eksportowe dla własnej produkcji wiedzą doskonale Hiszpanie. Którzy w ostatnich 20 latach rozwinęli swoją produkcję do 180% samowystarczalności. Hiszpański eksport to w 60% kraje europejskie, a w 40% kraje trzecie. Im gorsza jest sytuacja dla europejskiej wieprzowiny w krajach trzecich, głównie w Azji, tym ciaśniej w Europie. bk