StoryEditor

Opolszczyzna: hodowcy ratują gospodarstwa, ale bez pomocy Państwa nie uda się ich odbudować! (VIDEO)

Zalane uprawy, zboże w magazynach i stodołach, kurniki, chlewnie i obory. Na razie zwierzęta i kilkadziesiąt pasiek udało się ewakuować. Będą to największe w regionie straty rolników od 1997 r. Jak wygląda sytuacja w woj. opolskim?

Henryk Wawer
20.09.2024., 15:52h

Hodowcy ratują zwierzęta z zalanych terenów

Na Opolszczyźnie w każdej gminie dotkniętej powodzią jest kilkaset sztuk bydła, kurniki i chlewnie oraz po kilkadziesiąt koni oraz pasieki.

Zobacz także: Pomoc doraźna: ile wynosi, gdzie i kiedy złożyć wniosek?

Rolnicy ewakuowali część bydła w bezpieczne miejsca, są jednak przygotowani do dalszej ewakuacji wszystkich zwierząt. Czuwają dzień i noc, obserwując rzeki, ponieważ zdaniem sztabów kryzysowych zagrożenie jeszcze nie minęło.

W gminie Popielów rolnicy utrzymują ponad 700 sztuk dorosłego bydła i drugie tyle cieląt. Wszyscy hodowcy dostosowali się do zaleceń Urzędu Gminy i wywieźli cielęta i inne młode zwierzęta na tereny niedotknięte powodzią. Cześć krów jest już także na bezpiecznych pastwiskach na terenie gminy. Hodowcy są przygotowani również na taki scenariusz, że konieczna będzie ewakuacja dorosłych krów.

Z innych gospodarstw rolnicy również ewakuowali zwierzęta i ule. Na razie nie ma ryzyka utraty zwierząt hodowlanych w tym rejonie. Rolnicy dyżurują i monitorują rzeki w regionie, bo uważają, że sytuacja jest nieprzewidywalna i trzeba być przygotowanym na różne scenariusze.

Rolnicy szykują się na wielomilionowe straty

Szacuje się, że straty w gospodarstwach są wielomilionowe. Najgorsza sytuacja jest w powiatach południowej części województwa opolskiego, jednak to nie koniec bo woj. opolskie mierzy się z największą falą powodziową dopiero teraz. Są duże obawy o zwierzęta i budynki.

- Straty są ogromne, część kukurydzy skosiliśmy około 25 ha, a w sumie mamy 100 ha i nie wiadomo kiedy uda nam się skosić – mówi Adrian Kołek, rolnik ze wsi Pogórze.

- Na dzisiaj została nam kukurydza na polu, zostały nam buraki, soja, świeże zasiewy rzepaku, które już wschodziły. To wszystko już będzie zniszczone – mówi  Tadeusz Tarach, rolnik ze wsi Chrzelice.

Dotychczas duże szkody powódź spowodowała w powiatach brzeskim, nyskim,  prudnickim, krapkowickim i kędzierzyńsko kozielskim. Bez pomocy Państwa  wielu gospodarzom nie uda się odtworzyć produkcji rolnej.

Zalane pola w gminach Biała, Strzeleczki, Nysa, Lewin Brzeski, Otmuchów, Głubczyce i Krapkowice są w zasadzie nie do uratowania. Niedrożne dopływy rzeczek i strumieni do rzeki Odry robią swoje.

- Na polach było bardzo dużo rozlewisk, mamy tutaj rzeki, należące do wód polskich, wymagają one czyszczenia. Widziałem już, że zaczęli te rzeki czyścić – mówi Adrian, a Tadeusz dodaje, że jeżeli te rzeki i potoki byłby czyste i spłynęłaby czysta woda, to w ciągu dwóch tygodni by wszystko zeszło.

Rolnicy również mówią o stratach w przechowywanym zbożu.

- Magazyny zapełnione zbożami, 1000 ton pszenicy zamokło, 250 ton jęczmienia zamokło, jedynie rzepak był przechowywany tak, że się udało uniknąć kontaktu z wodą – mówi Adrian Kołek.

Takie zdarzenia powodują, że jesteśmy bankrutami...

- Osobiście ubezpieczałem się na ryzyko wystąpienia deszczy nawalnych i takie też przyszły w 2020 roku, po 60 litrów. Ubezpieczalnia przyjechała i dostałem później pismo, że nie były to deszcze nawalne, a powódź, więc mogę jedynie udać się z tym do sądu. Tak wygląda w Polsce ubezpieczenie. Jedynym źródłem pomocy, jest państwo. Takie zdarzenia powodują, że jesteśmy bankrutami. Jedynie pomoc państwa pomoże nam z tego wyjść, ale wiemy, że straty nie zostaną pokryte nigdy w 100% - dodaje Adrian.

Na razie rolnicy mają zapewnioną doraźną pomoc i nie rzadko sami z Ochotniczą Strażą Pożarną oraz mieszkańcami ratują swoje wsie. Czy to się uda, pokażą to najbliższe godziny.  

image

Dyżury prawnika dla powodzian

Henryk Wawer

Henryk WawerHenryk Wawer
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
17. listopad 2024 21:13