Na międzynarodowym rynku nadal trwają przepychanki pomiędzy eksporterami, chcącymi zagarnąć dla siebie jak największą cześć importowego rynku. Natomiast w kraju zapanowała kompletna cisza.
A przecież zboże jest
Jest to tym bardziej zastanawiające, że informacje z rynku rzeczywistości nie przekłamują, zboże wciąż leży w magazynach i to zarówno firm handlowych, jak i rolników. O ile firmy handlowe, które to zmagazynowane zboże mają kupione drożej niż obecnie funkcjonujące ceny, są na finansowanie tych i nawet sporo większych zapasów przygotowane, o tyle rolnicy z jeszcze dłuższym oczekiwaniem na spieniężenie zbóż mogą mieć problem.
Zwłaszcza, że za tak zwanym rogiem jakoś nie widać oznak na szybkie odwrócenie tendencji niskich kursów na światowych rynkach, bo najzwyczajniej w świecie, najwięksi kupujący doskonale wiedzą, że zboże jest i to w nadmiarze. Co, sprzedający je na potęgę i akceptujący coraz to dłuższe terminy płatności, najwięksi eksporterzy swoimi zachowaniami tylko potwierdzają. A już wyraźnym sygnałem nadmiarowego rynku zbóż jest próba anulacji lub przesunięcia z pierwszego na drugi kwartał tego roku zakontraktowanych już wcześniej dostaw 1 mln t pszenicy z Australii podjęta przez Chiny, o której ostatnio poinformował Reuters.
W kraju też zboże leży na magazynach i sam fakt tego leżenia jest dla przetwórców uspokajający. Dostrzegają oni co prawda upór rolników z zatrzymywaniu swoich zapasów, ale też dobrze wiedzą, że nie komunikując szeroko podwyżek, wystarczy, że zwrócą się z indywidualną ofertą dla firm handlowych będących ich stałymi dostawcami szybko uzupełnią swoje aktualne potrzeby surowcowe.
Rynek w próżni zawieszony
Dlatego rynek zachowuje się jak zawieszony w próżni. I choć wciąż w mediach słyszymy powtarzane slogany, że nie ma gdzie zboża sprzedać, to skupy informują o kompletnym zastoju. – Może teraz ceny są rzeczywiście niskie, ale już jakiś czas na skupie jest pusto, teraz nie skupujemy praktycznie nic – informuje skupujący ze Wschodu kraju.
Niewielki ruch potwierdzają także inni kupujący. – Dostawy się zdarzają, ale są to odosobnione przypadki – informuje kupujący na Kujawach.
Podobnie jest na Podkarpaciu. – Handel jest nieznaczny, ceny są niskie i nikt nie chce sprzedawać – informuje właściciel punktu skupu.
Nie inaczej dzieje się na południu Polski. – Ucichło kompletnie, nawet w telefonach jest cisza – informuje przedstawicielka magazynu z Dolnego Śląska.
Może się jednak ruszy?
Potwierdza się to także na Zachodzie kraju, choć doświadczony handlowiec wyczuwa nadchodzące już niebawem ożywienie. – Coś chyba zacznie się dziać handlowo., przynajmniej w pszenicy konsumpcyjnej, bo pojawiają się zapytania i nawet z Niemcami coś tam można spiąć. Na razie jednak rolnicy wstrzymują się ze sprzedażą, bo mówią, że za tyle, to jak już tak długo leżało, to niech jeszcze poleży – mówi przedstawiciel firmy handlowej ze ściany zachodniej.