StoryEditor

Jakich cen zbóż, rzepaku i kukurydzy rolnicy mogą się spodziewać w 2024 roku? Rolniczy temat, odc. 60

Rozpoczął się nowy 2024 rok a wraz z nim pojawiły się nowe nadzieje na to, że sytuacja na rynkach rolnych się uspokoi, a ceny ustabilizują się na wyższym od obecnego i satysfakcjonującym rolników poziomie. Czy to tylko pobożne życzenia, czy rzeczywiście są szanse na wzrost cen? O tym rozmawiamy w kolejnym odcinku programu "Rolniczy temat" z dr. Juliuszem Urbanem, ekspertem ds. rynków rolnych top agrar Polska.

Ospały rynek wolno się budzi do życia

Bartłomiej Czekała: Rozpoczęliśmy nowy rok, który niesie za sobą nowe nadzieje. Zanim jednak o nich porozmawiamy, przyjrzyjmy się faktom. Cieszę się, że przyjąłeś zaproszenie do programu, ponieważ chciałbym, żebyś nam powiedział, co się może wydarzyć w najbliższym czasie na rynkach rolnych. Wielu rolników nas o to pyta, ponieważ sytuacja cenowa jest dla nich niekorzystna i oczekują podwyżek. Jednak to, co się dzieje w kraju, zależy od tego, co się dzieje na świecie. Zacznijmy więc od rynku światowego. Czy marazm świąteczno-noworoczny już się skończył na rynkach globalnych? Co się dzieje na rynkach rolnych oraz na giełdzie surowców i co może wpłynąć na notowania cen?

Dr Juliusz Urban: Rynek światowy nieco się ożywił, ale jest to również efekt wcześniejszej ospałości, gdzie importerzy zbóż odwoływali kolejne przetargi, czując, że ceny oferowane są dla nich zbyt wysokie. Ostatnie spadki na giełdzie MATIF spowodowały, że kupujący w końcu zdecydowali się na zakup. Przykład jest przetarg egipskiej agencji rządowej GASC, która rozstrzygnęła przetarg na 420 tysięcy ton pszenicy konsumpcyjnej, która ma być dostarczona w marcu do Egiptu. Okazało się, że ofert było bardzo dużo – aż 21, z czego większość pochodziła z Rosji, kilka z Ukrainy, a także z Francji czy Rumunii. Tych ofert wystarczyło na ponad 1-1,2 miliona ton, więc Egipcjanie znacznie przerzedzili wybrane kontrakty i zdecydowali się głównie na pszenicę, która była oferowana po około 265 USD/t. Tylko jedna oferta była z Ukrainy, pozostałe to pszenica rosyjska. Więc unijne oferty nie zostały zaakceptowane.

Ukraina zaczyna sobei radzić z eksportem

Jest to również skutkiem słabszego eksportu pszenicy z Unii Europejskiej, bo dotychczas w sezonie 2023/24 UE sprzedała za swoje granice jedynie niecałe 16,5 miliona ton, to jest o ponad 2 mln ton mniej niż w poprzednim sezonie. Natomiast jeśli spojrzymy na innego eksportera, którym niewątpliwie jest Ukraina, to okazuje się, że Ukraina zaczyna sobie powoli radzić w stworzonym przez siebie, przez swoją armię i marynarkę wojenną, korytarzu czarnomorskim. Może być to spowodowane również brakiem korytarza morskiego i ciągłości transportów lądowych przez tereny Unii Europejskie. I tam okazuje się, że tylko w pierwszym tygodniu tego roku Ukraina wyeksportowała 1 milion ton. Ten 1 milion ton należy porównać chociażby z polskim eksportem pszenicy, bo przez cały dotychczasowy sezon, czyli ponad 6 miesięcy, Polska wyeksportowała 2,3 milion ton. My pracujemy przez 6 miesięcy nad nieco ponad 2 milionami, a Ukraina, cierpiąca w wyniku działanń wojenne i ciągłe bombardowania portów, w tydzień eksportuje 1 milion ton. Więc rzeczywiście trzeba oceniać proporcję naszych eksporterów, ale nie należy umniejszać naszych efektów.

Polska wyeksportowała poza UE już 2,3 mln t zbóż

Wspomniane 2,3 miliona ton eksportu pszenicy w tym sezonie dokonane w porównaniu z 3,6 miliona ton eksportu pszenicy przez cały poprzedni sezon, przy imporcie około 800 tysięcy ton, to całkiem przyzwoity wynik. Chciałbym jednak wyraźnie podkreślić, że w przypadku oceny polskiego eksportu mówimy o eksporcie poza granice Unii Europejskiej. Nie bierzemy pod uwagę handlu przygranicznego z Niemcami czy innymi krajami, który odbywa się zarówno drogą morską, jak i lądową na część europejską, np. na Półwysep Iberyjski. Poza Unię Europejską Polska już wyeksportowała 2,3 mln ton pszenicy, praktycznie nic nie kupując. To jest niezły wynik, jeśli spojrzymy na okres przedświąteczny. Pamiętam, że przyglądałem się tym wynikom 17 grudnia i do 8 stycznia okazało się, że wypłynęło 100 tysięcy ton pszenicy z Polski. Nie jest to zły wynik, mimo niewielkiej podaży.

Pytałeś mnie o uspokojeniu krajowego rynku i o to, czy ceny będą zadowalające. Ja mógłbym tylko zażartować, że nie ma takich cen, które by zadowoliły rolników. Ale czy ten rynek się uspokoi? On się już uspokoił i to od dawna. Przez ponad miesiąc ceny krajowe w punktach skupu są tak stabilne, że zmiany ceny średniej o 2-3 zł w ciągu tygodnia nie robią wrażenia. Nie widać też większych perspektyw na zmiany, a jeśli się pojawiają, to raczej grożą spadkiem.

Pszenica spada poniżej 220 euro za tonę

Mówiąc o spadkach, trzeba wrócić do tego, co mówiliśmy prawie przed rokiem. W połowie lutego zeszłego roku spotykaliśmy się w tym studio. Wtedy ceny pszenicy na MATIF sięgały 300 euro i pytałeś mnie, co może się wydarzyć w najbliższym czasie. Mówiliśmy wtedy, że korytarz 200-250 euro jest najbardziej realistyczny i nie chcieliśmy straszyć tymi 200 euro. Mówiliśmy raczej, że linia wsparcia jest na poziomie 220 euro i tak było przez długi czas. Korytarz 220-230 euro był najdłużej funkcjonującym korytarzem na MATIF-ie od początku żniw w tym sezonie. Niestety, w ostatnich dniach ten punkt wsparcia 220 euro został przełamany i pojawiły się notowania poniżej tej kwoty. To jest duże zagrożenie także dla polskiego rynku, który czeka na podaż.

Czy spadki cen w kraju są krótkoterminowe?

Bartłomiej Czekała: Zanim wrócimy do kwestii Ukrainy, Rosji i tych rynków, chciałbym zapytać o krajowy rynek. Rok temu wskazywałeś poziomy cenowe, na których rynek się ustabilizuje, choć były one trudne do zaakceptowania dla rolników przy tych kosztach produkcji. Czy spadki, o których teraz mówisz, będą miały charakter krótkoterminowy czy długoterminowy? Bo na światowych rynkach dzieje się trochę i mamy też sytuację pogodową, która jest bardzo istotna. Wiele gruntów rolnych w Unii Europejskiej zostało zalanych. Pod wodą są ogromne połacie zbóż ozimych, zwłaszcza w Niemczech. Mamy informacje, że niemieccy rolnicy szukają nawet w Polsce materiału siewnego zbóż jarych, bo obawiają się, że gdy woda zejdzie z pól, to nie będzie tam nic do uratowania i trzeba będzie to przesiać. Czyli w strukturze zasiewów będą pewne zmiany. Na ile one mogą wpłynąć na rynek zbóż w najbliższych miesiącach?

Juliusz Urban: To jest bardzo ciekawy moment do oceny, także przez analityków, ponieważ wydaje się, że sytuacja na rynku zbóż wraca do normy sprzed wybuchu wojny i pandemii. Można by powiedzieć, że korytarz 200-220 euro jest najbardziej naturalny i nie ma co się dziwić, gdy ceny spadną do 180 euro na przykład. Ale trzeba też patrzeć na to z punktu widzenia pogody, bo konsumpcja pszenicy na świecie rośnie. A teraz zmiana struktury pszenicy konsumpcyjnej i paszowej powoduje, że większość pszenicy, także tej wspieranej w Polsce, zaczyna konkurować nie tylko z inną pszenicą, ale też z jęczmieniem, żytem paszowym, pszenżytem czy coraz częściej zbieraną i w coraz większych ilościach kukurydzą. Wynik, który pokazuje GUS – 9,2 miliona ton zebranej kukurydzy na ziarno w Polsce – budzi szacunek, ale i lęk co do cen pszenicy. Pierwszy raz w styczniu mamy sytuację, że kukurydza paszowa jest aż o 40 zł średnio tańsza od pszenicy paszowej, która jest wyceniana bardzo nisko przez wiele podmiotów skupowych.

Krajowy rynek nie wytrzyma gromadzenia zapasów  w magazynach

I zgadzam się co do warunków pogodowych. Myślę, że trochę tak jest z pogodą, że wszyscy marzymy o tym, żeby wymarzło. Tylko żeby wymarzło u sąsiada, a u mnie nie. Wszyscy marzymy o tym, żeby zalało pola u sąsiada, a u mnie nie. I tak te marzenia przekładają się na fakt, że być może podaż zbóż w kolejnym sezonie zostanie uszczuplona. To byłoby w pewnym sensie wielkie szczęście dla rynku zbożowego, wreszcie jakaś wyraźna korekta podażowa. Bo myślę, że rynek nie wytrzyma gromadzonych zapasów, także w polskich gospodarstwach, które już trzeci sezon nie sprzedają części swoich zbiorów. To byłby absurd. Wiem, że rolnicy, którzy ciężko sklejają swoje budżety domowe i gospodarcze, oburzą się. Ale naprawdę są tacy, którzy mają jeszcze zapasy z poprzedniego sezonu, a z tego sezonu nic nie ruszyli i nie zamierzają tego robić, bo ceny są za niskie. Więc pytanie, co by się musiało stać, by ceny wzrosły na świecie, w Europie i u nas. Jeśli mówimy o tym, żeby to się wydarzyło u sąsiadów, to chyba powinniśmy sobie życzyć, żeby połowę pszenicy rosyjskiej wymarzło. To by załatwiło i temat wojny i zapewne ceny na rynkach światowym, europejskim i naszym.

Rosja rozpycha się na światowym rynku zbóż

Bartłomiej Czekała: Wspomniałeś na początku, że Ukraina sobie radzi i wykorzystuje swój korytarz czarnomorski, wysyłając 1 milion ton zbóż. Ale wiemy też, że po wybuchu wojnie w Ukrainie Rosja przejęła wiele rynków i odbiorców od Ukrainy. Jak oceniasz ten efekt? Czy Rosja te rynki utrzyma i nie odda Ukrainie? Bo Rosja mocno zainwestowała w ostatnich latach w swoją gospodarkę i rolnictwo, zaczęła dotować i zwiększać produkcję zbóż. Ma coraz większy apetyt na kolejnych klientów, a tutaj trzeba powiedzieć sobie szczerze, że klienci na świecie nie nałożyli embargo na Rosję. Jeśli Rosja oferuje atrakcyjną cenę w przetargach, to po prostu je wygrywa i sprzedaje.

Juliusz Urban: Rosja rzeczywiście przejęła wiele rynków. Zaczęło się to trzy lata temu, kiedy rozpoczął się eksport rosyjskiej pszenicy do Arabii Saudyjskiej, która była kluczowym klientem dla naszej pszenicy. Rywalizacja Rosji z Ukrainą trwa nadal i będzie trwać. Tutaj decyduje koszt frachtu i ceny frachtu morskiego. Widać wyraźnie, że ukraińskie ceny frachtu są zbliżone do rosyjskich z basenu Morza Czarnego. Tylko decyzje polityczne o ewentualnej sprzedaży taniej mogłyby sprawić, że Rosja by całkowicie przejęła rynek. Natomiast są tu pewne sztuczki, które stosuje się w ostatnim sezonie, na przykład rozliczenia za pomocą wymiany handlowej i płatności w rublach. To są triki, które Rosja już stosuje i niektórzy importerzy, poza przetargami ogólnymi i powszechnymi, zaczynają kupować rosyjskie zboże. A nawet na przetargach rosyjska pszenica jest brana pod uwagę w znacznej ilości. Ale trzeba sobie powiedzieć, że rosyjskiej pszenicy na rynku jest znaczna przewaga, więc trudno, by nie dominowała u nas. Pamiętam takie momenty, że nawet w czasach głodu w Rosji Putin decydował o wypuszczeniu 5 milionów ton pszenicy na rynek, by go opanować. Myślę, że rynek jest już na tyle ustabilizowany, że teraz będą decydować tylko ceny. A Rosja też nie jest zainteresowana sprzedażą swojej pszenicy zbyt tanio, bo jest to jeden z jej podstawowych artykułów eksportowych i źródło funduszy na prowadzoną wojnę.

Ile ziarna Ukraina wyeksportowała w 2023 roku?

Bartłomiej Czekała: 2023 rok upłynął pod hasłem protestów na granicach w związku z importem zbóż z Ukrainy do Polski i całej Unii Europejskiej. Teraz sytuacja się zmieniła. Nie ma protestów, tranzyt przez Polskę jest ograniczony, a Komisja Europejska naciska na Polskę, żeby zdjęła embargo na eksport niektórych produktów rolniczych z Ukrainy. Czy mamy już oficjalne dane, ile tego ziarna wjechało tranzytem z Ukrainy do Unii Europejskiej w pierwszym półroczu sezonu, czyli od lipca do grudnia 2023 roku?

Juliusz Urban: Unijny import kukurydzy wynosi 9 milionów ton, co jest zdecydowanie mniej niż w tym samym okresie poprzedniego sezonu. Okazuje się więc, że kukurydza ukraińska znajduje inne rynki zbytu. Tutaj przykładem są Chiny, które są klientami na ukraińskie surowce. Widać to bardzo dobitnie w przypadku oleju rzepakowego. Europa zakupiła w tym sezonie nieco ponad 200 tysięcy ton oleju rzepakowego, ale przynajmniej połowa z nich trafiła do Chin, a nie do Europy. To jest zupełnie inna sytuacja niż w poprzednim roku. Trzeba też powiedzieć, że Ukraina w tym sezonie wyprodukowała i sprzedała poza rynek wewnętrzny już 6 razy więcej oleju rzepakowego. Rzepak był takim produktem, który też świecił nam w oczy, poza oczywiście kukurydzą, ale w tym roku wolumeny importu są zdecydowanie niższe. Jest to o 1 milion ton mniej zaimportowanego rzepaku do Unii Europejskiej niż w tym samym czasie sezonu ubiegłego.

Jak UE poradzi sobie ze zbożem z Ukrainy?

Bartłomiej Czekała: Zapytałem o to, ponieważ w Polsce protesty rolnicze wygasły, natomiast w Niemczech nabrały one dużej siły. Głównym hasłem na sztandarach rolników jest bunt przeciwko odebraniu dopłat do paliwa rolniczego przez rząd oraz innym cięciom w sektorze agro. Niemieccy rolnicy wyrażają też otwarcie swoje niezadowolenie z napływu ziarna z importu, który obniża ceny ich rzepaku i zboża na rynku. To również jest jednym z powodów, dla których protestują tak głośno i masowo, ponieważ skala tych manifestacji jest naprawdę ogromna w całym kraju. Dlatego interesowało mnie, czy ten import ziarna do krajów zachodnich, w tym także do Niemiec, jest tak znaczący, jak twierdzą niemieccy rolnicy.

Juliusz Urban: Uważam, że jest to konsekwencja tego, iż w wyniku naszych protestów i zamknięcia się na surowce ukraińskie, rynek niemiecki stał się pierwszym granicznym rynkiem, na który trafiają ukraińskie surowce. I uważam to za dobrą sytuację. Dobrze, że nie jesteśmy sami w tej dyskusji lub walce o wyrównanie poziomu wymagań dotyczących surowca zewnętrznego. To właśnie do tego bym to sprowadził. Wiemy, że surowiec ukraiński będzie trafiał do Europy. Jednak jeśli Polska, Słowacja i Rumunia były jedynymi krajami, które dotychczas mocno protestowały, to wyglądało to na jakiś dziwny blok, który powstał jeszcze za czasów dawnej komuny. A dzisiaj nagle okazuje się, że to cała Europa podkreśla ten problem. Myślę, że nie doszłoby do tego, gdyby nie spadły ceny zbóż na giełdach, bo wtedy mielibyśmy ciągle do czynienia z grupą napasionych kotów w postaci całego zachodniego europejskiego rynku, a polski rynek, cierpiący na przykład na relacji cen nawozów i produktów rolnych, byłby tym rynkiem wyklętym. Dzisiaj mamy już coraz szerszy front europejski w tej sprawie, więc sytuacja przynajmniej w dyskusjach powinna się normalizować.

Bartłomiej Czekała
Autor Artykułu:Bartłomiej Czekała
Dyrektor Działu Rozwoju Cyfrowego i Produktów Cyfrowych
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
Juliusz Urban
Autor Artykułu:Juliusz Urban
ekspert ds. rynku zbóż top agrar Polska, doktor agronomii UP i absolwent MBA UE we Wrocławiu, wiele lat zarządzał skupem u dużego dystrybutora, był prezesem firmy przetwórstwa rzepaku, miał także własną firmę brokerską.
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
Maria Khamiuk
Autor Artykułu:Maria Khamiuk
dziennikarz, współpracownik PWR Online
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
21. listopad 2024 18:55