
Problem dzikiego ptactwa w uprawach trwa od lat
Naloty dzikiego ptactwa to kolejna zmora rolników z Podlasia, którzy na własną rękę muszą walczyć z ich uporczywymi atakami na uprawy zbóż, rzepaku i kukurydzy. Jak informuje Dariusz Ciochanowski rolnik i hodowca bydła rasy Limousine, sprawa jest poważna, bo nie dotyczy kilku ptaków, a stad liczących kilkaset tysięcy sztuk.
Problem bytowania dzikiego ptactwa na podlaskich uprawach rolniczych znajdujących się w Dolinach Biebrzy i Narwi trwa od wielu lat i powtarza się co roku. Najpierw atakują gęsi, potem żurawie, a na koniec krukowate. Zdaniem rolnika, jest ich tyle, że gdy się wznoszą, to następuje zaćmienie słońca.
– Czasem zdarza się, że takie stada liczą nawet 100 tys. gęsi na raz. Jak one się wznoszą z pola, to następuje zaćmienie słońca. Gęsi uwielbiają pszenicę, to jest numer jeden w ich jadłospisie. Kiedy przylatują z końcem lutego, przez cały marzec i początek kwietnia, żerują. Jak na 5 ha pola usiądzie 50 – 60 tys. gęsi, to w 3 godz. zasiewu nie ma. Zostaje czarna ziemia, bo wszystko, co zielone, jest ścięte do korzenia przez gęsi. Drogi nawóz rozsiany, a pszenica tania i zjedzona – mówi Ciochanowski, dodając, że po pszenicy gęsi przenoszą się na pszenżyto, a na koniec zdziobują liście rzepaku.
Żurawie w kukurydzy, a kruki na łąkach
Nie tylko gęsi, ale również żurawie plądrują uprawy rolników z Podlasia. Te szczególnie upodobały sobie wschodzącą kukurydzę, której plantacje po ataku tych ptaków nadają się wyłącznie do przesiania.
– Mamy problem również z żurawiami. Kiedy wschodzi kukurydza, to żurawie ją wyciągają. Chodzi o to, że dzióbią łodygę wokół, wyciągają ją z ziemi razem z ziarnem, dziobią to ziarno, a łodygi zostawiają. Potem te łodygi leżą poukładane na lewo i prawo na polu, a po roślinach zostają tylko dziury – opowiada Ciochanowski.
Zobacz także: Gęsi niszczą plony w Niemczech. Rolnik znalazł na nie patent!
Ponadto rolnicy z Podlasia walczą z atakami kruków, które w poszukiwaniu robactwa, dewastują łąki. Zdaniem Ciochanowskiego, po nalocie krukowatych, użytek wygląda tak, jakby zryły go dziki.
– Krukowate dziobami szukają robaków na łąkach, które potem wyglądają, jakby je zryły dziki. A to kruki dziobem podcinają korzenie i odkładają darninę, wyszukując w ziemi różnych robaków – wyjaśnia Ciochanowski.
Jedynym legalnym sposobem rolników z Podlasia wobec dzikiego ptactwa niszczącego ich uprawy jest płoszenie. Jednak by móc wykorzystać tę możliwość, muszą najpierw złożyć specjalny wniosek w stosownej instytucji i w dodatku go opłacić.
– Żeby płoszenie dzikiego ptactwa było legalne, musimy złożyć wniosek do Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska o płoszenie, za który dodatkowo trzeba wnieść opłatę, wynoszącą ok. 82 zł. Trzeba wówczas opisać, w jakich godzinach, jakim sposobem i dlaczego chcemy płoszyć ptaki. Dla nas to jest chore. Wszyscy chcą chronić, ale to niech się ktoś złoży na te straty. Tak nie może być – tłumaczy rolnik.
Dodatkowe koszty na regenerację upraw
Rolnicy, których uprawy zostały zniszczone przez dzikie ptactwo, ponoszą dodatkowe koszty na ich regenerację, a nawet jeśli ta się powiedzie, to zebrany plon i tak przeważnie bywa niższy, wymuszając na nich np. organizowanie dodatkowej paszy dla zwierząt na zimę.
– Po ataku takiego ptactwa pszenica „odbija” z korzeni, ale jest dużo słabsza. Górne liście są zjedzone, fotosynteza nie ma jak zachodzić, rozwój jest opóźniony, a straty są widoczne. W przypadku kukurydzy próbujemy ją odsiewać, ale potem jest już sucho i ona nie chce rosnąć tak samo, jak kukurydza wysiana w odpowiednim terminie – relacjonuje Ciochanowski.
Dlaczego nie ma odszkodowań?
Rolnicy z Podlasia niejednokrotnie apelowali do ministra rolnictwa z prośbą o podjęcie działań, których celem będzie ustanowienie prawa umożliwiającego szacowanie szkód wyrządzonych przez dzikie ptactwo oraz wypłatę odszkodowań poszkodowanym producentom rolnym. Jednak z marnym skutkiem.
– Kiedyś napisaliśmy do ministra rolnictwa, to nam odpisano, że to są ptaki migrujące, niczyje, za które nikt nie odpowiada, a wyrządzonych przez nie szkód nie szacuje i nie wypłaca odszkodowań poszkodowanym rolnikom, bo nie ma takiego prawa – wyjaśnia Ciochanowski.
Co gorsza, dzikie ptaki w Dolinie Biebrzy i Narwi stały się atrakcją ornitologiczną, znakomitą do fotografowania.
– Wiceminister Krajewski dużo mówił o naszym problemie z dzikimi ptakami przed wyborami, bo on jest z Podlasia i wie, jak to wygląda w Dolinach Biebrzy i Narwi. Ornitolodzy się zjeżdżają, fotografują, wszyscy się cieszą, a my cierpimy już długie lata – dodaje rolnik.
Jakie straty?
Jak informuje Ciochanowski, skonsultował swój problem z biegłym sądowym, który oszacował, że straty ponoszone przez rolnika z hektara uprawy, mogą wynosić nawet 2 tony.
– Kilka lat temu rozmawiałem z biegłymi, którzy szacują takie straty, chociaż prawa do szacowania nie ma. Według nich, w zależności od tego, w jakim stopniu uszkodzona jest uprawa np. pszenicy, strata może wynieść nawet 2 t/ha – mówi rolnik, dodając, że brak liści uniemożliwia zachodzenie procesu fotosyntezy, wydłużając jej wzrost i generując ogromne straty w plonie.
Przy aktualnie występujących wysokich kosztach produkcji, siew zbóż, rzepaku czy kukurydzy, a następnie ich nawożenie i ochrona generują olbrzymie nakłady finansowe w budżetach rolników, często sięgające rzędu kilkunastu tysięcy złotych.
– Nikt z tym nic nie zrobi. Nawozy nam podrożały w ostatnim czasie, mamy wysiane drogie nawozy, drogie nasiona, cała produkcja jest bardzo droga. Ceny pszenicy spadły i nadal spadają i dodatkowo tracimy plony. Jak mamy żyć? Jak mamy gospodarować? Wielu rolników ma problem z dzikim ptactwem i oczekujemy tego, żeby ktoś się tym naprawdę zajął. Mówi się, mówi, ale nikt z tym nic nie robi – twierdzi Ciochanowski.
Zdaniem rolnika, działania prowadzone obecnie przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska na czele z ministrem Mikołajem Dorożałą są irracjonalne i godzą w interesy producentów rolnych nie tylko z rejonu Dolin Biebrzy i Narwii, ale gospodarujących w innych częściach Polski.
– Przy Parkach Narodowych i w ich otulinach jest mnóstwo ptactwa i zwierzyny. Nie podoba nam się to, że Minister Dorożała chce je powiększać. Wszyscy chcą, żeby myśliwi mniej polowali, ale my chcemy, żeby myśliwi zwiększyli polowania! Polowanie na gęsi jest dozwolone od września do grudnia, ale ich nie ma w grudniu! To jest jakiś bezsens. Nikt wtedy tu nie poluje, bo gęsi przylatują w lutym, marcu i kwietniu, ale wtedy nie ma prawa do polowania. Już nie chodzi o to, żeby zabić nie wiadomo ile gęsi, ale już sam huk odstraszy je na jakiś czas. Inaczej to będzie kolejny rok strat – podsumowuje Ciochanowski.
Justyna Czupryniak-Paluszkiewicz