Rynek rzepaku
Rzepak na huśtawce
To co wydarzyło się z notowaniami rzepaku w tym tygodniu może być zaledwie preludium do kolejnych wydarzeń. Popatrzymy jeszcze raz na wykres notowań obecnych i tych z poprzednich sezonów. Pomimo bardzo różnych startów w tym sezonie kursy rzepakowe w podobnym czasie wpisują się niemal w ubiegłoroczną kreskę. Jak zerkniemy na wykres sprzed dwóch lat, to również, pomimo zupełnie innych poziomów cen, mamy do czynienia ze sporym wzrostem kursów przed końcem lipca.
To jest właśnie efekt wymiany kontraktów, w momentach, gdy zbyt wielu ich wcześniej nie zawarto. Przecież niewiele było także terminówek na rzepak, które wymagały zabezpieczenia. W latach spodziewanych wzrostów cen w czasie, sprzedający sierpniowe notowania zdają się mówić: sprzedam, ale to musi kosztować, bo rzepak będzie drożał i giełda podchodzi do góry. Ot takie życzeniowe myślenie pogłębione niską podażą.
Ta sytuacja ma jednak drugie dno. Nawet, gdy rzepak jest zaraz po okresie zbiorów, więc jest na pewno, to po rozpoczęciu sierpnia giełdy się mocniej korygują. Przetwórcy już spokojniejsi, bo pokryci, kupują na kolejne miesiąca, a i do zamykania kolejnego kontraktu jest daleko.
I właśnie, co będzie potem? Tu znów odwołajmy się do doświadczeń z poprzednich sezonów. Niby zawsze koniec października, przed zamykaniem listopadowych kontraktów, powodował wzrosty kursów, ale w poprzednim sezonie od sierpnia rzepak bezustannie, aż to tego przełomowego momentu taniał. Natomiast dwa lata temu, po miesięcznej korekcie żniwnej szybciej pojawiły się wzrosty. I ten właśnie ostatni scenariusz spadków, a potem w miarę szybkiej odbudowy jest mi bliższy w prognozach na ten sezon.