Gryzonie jakby wyginęły. Przyczyną tego była zima i dość długi okres bez śniegu oraz nadmierny przerost populacji. Pomogły nam drapieżniki, szczególnie ptaki. Co ważne były to nie tylko drapieżne myszołowy i sowy, ale także bociany.
Jednak totalna likwidacja populacji na pewno nie nastąpiła. Trzeba trzymać rękę na pulsie, tym bardziej ze w Czechach problem cały czas jest duży. Warto więc obserwować pola.
W tym roku pomocą będą nieszczęśliwe z innych względów lipcowe ulewy i podtopienia. Takie warunki, zwłaszcza nawalne deszcze, zalewają nory i przyczyniają się do zmniejszenia liczebności norników. Jednak są miejsca, gdzie popadało mniej i tam populacja szkodników może się odradzać.
Tak może być też na polach, gdzie prowadzi się uprawę bezorkową, jeśli nie wprowadzi się choćby raz na kilka lat pługa lub choćby intensywnego, ale dość głębokiego wzruszania gleby. Kolejny element to walka biologiczna. Można aktywnie wspomagać ptaki drapieżne przez zakładanie miejsc lęgowych (budki) a także biernie nie dopuszczać do ich wyginięcia. Tutaj trzeba zwrócić uwagę na trutki na gryzonie.
Jeżeli rolnicy będą stosowali tr...