Glifosat to jedna z najczęściej wykorzystywanych substancji w rolnictwie. Zarejestrowana jest w różnych uprawach, do stosowania posiewnego aż po niemal sam zbiór.
Glifosat dla wielu rolników jest nieodzownym narzędziem w agrotechnice roślin uprawnych. Najczęściej służy jako element walki z chwastami po żniwach na ściernisku lub po siewie, ale jeszcze przed wschodami roślin uprawnych. Zdarza się też, że stosowany jest do desykacji. Tę jednak trzeba wykonywać tylko w określonych okolicznościach i zgodnie z zasadami przewidzianymi przez producenta środka ochrony roślin (patrz ramka poniżej). Kwestia desykacji bowiem jest dość kontrowersyjna, bo zachodzi podejrzenie, że glifosat w niej zastosowany może przedostawać się do ziarna i nasion, i być tam wykrywany w postaci pozostałości. Te są badane np. przez olejarnie skupujące rzepak. Jest to z jednej strony słuszna obawa, ale z drugiej podczas rejestracji środki są nadzwyczaj skrupulatnie badane, a dopuszczenie jakiejś substancji np. do desykacji oznacza właśnie, że jest ona bezpieczna i nie zagraża konsumentom.
Chemia z gruntu zła?
Sytuacja glifosatu nie przedstawia się w różowych barwach. Jego los rozstrzygnie się pod koniec przyszłego roku, do tego momentu jest on bowiem dopuszczony do użytkowania. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że nadmierna chemizacja rolnictwa nie jest niczym dobrym. Polska jednak pod tym względem wypada dobrze na tle innych krajów Europy. Rocznie w naszym kraju zużywa się około 2,5 kg/ha substancji czynnych we wszystkich rodzajach środków ochrony roślin, podczas gdy np. w Niemczech 4,5 kg/ha, Portugalii 6 kg/ha, Włoszech 6,5 kg/ha, a w Niderlandach 8 kg/ha. Już samo to zestawienie pokazuje, że nasze uprawy są znacznie mniej traktowane środkami ochrony roślin niż na zachodzie Europy
Więcej na ten temat przeczytasz w najnowszym wydaniu „top agrar Poska”.jd