Z jednej strony sytuacja ta nie dziwi, bo uprawy jare wiosną są dużo bardziej podatne na niedobory wody, niż ozime. I to jest chyba najważniejszy argument przemawiający za tym, dlaczego oziminy mają się u nas tak dobrze. Częste wysiewanie roślin ozimych po sobie skutkuje spadkiem potencjału plonowania rośliny następczej. Pół biedy, jeśli w płodozmianie jest rzepak – po nim zboża mają 100-proc. potencjał plonowania. Inaczej, jeśli zboża ozime przypadają po sobie, np. pszenica po pszenicy przez 2–3 lata. Wysiana w 3. roku ma już potencjał niższy o 15–20%. Monokultura zbóż oznacza też dziś problemy z chwastami jednoliściennymi, przede wszystkim miotłą czy wyczyńcem na lepszych glebach. Pojawiają się także coraz częściej stokłosy. Receptą na to są uprawy jare. Po oziminach jest więcej czasu na zabiegi mechaniczne zwalczające chwasty. W walce z chwastami jednoliściennymi bardzo dobrze sprawdzi się np. nikosulfuron, stosowany w kukurydzy. Aby wykorzystać jego potencjał, trzeba ją zatem uwzględnić w płodozmianie. A co z fuzariozami po kukurydzy? Presja jest większa, więc nie siejmy po niej pszenicy, tylko np. owies czy soję.
Jare na ratunek
Uprawy jare odciążają stanowisko zdominowane przez oziminy. Zboże jare, np. pszenica, może przekonać do siebie lepszą jakością ziarna od formy ozimej. Bobowate mają zdolność do gromadzenia azotu atmosferycznego. Są niepozorne, ale mogą pozostawić roślinie następczej 100 kg/ha N, co ma dziś niebagatelne znaczenie. Wygrywają także tym, że mają jako nieliczne rośliny uprawne dodatni wpływ na bilans materii organicznej w glebie, w przeciwieństwie do zbóż czy okopowych. Żeby jednak część gatunków jarych miała szansę pokazać potencjał, trzeba je wysiać odpowiednio wcześnie. Dotyczy to zbóż i bobowatych. W ich przypadku wiosną nie obowiązuje kalendarzowy termin siewu. Jeśli tylko można wjechać w pole, to powinno się je siać (owies wręcz w błoto, jak mówi powiedzenie). Wyjątek może stanowić jęczmień jary, który nie za dobrze czuje się w zimnej glebie wczesną wiosną
Ciepłolubne – znak czasów
Niektóre uprawy jare, jak kukurydza czy soja, zagościły na naszych polach w związku z ociepleniem klimatu. Teraz dołączył do nich także słonecznik, który również dobrze czuje się podczas wyższych temperatur i okresowych niedoborów wody. Te gatunki muszą być jednak wysiane później – na przełomie kwietnia i maja. Najpierw kukurydza, potem soja i słonecznik. Nie da się przeskoczyć faktu, że gleba do kiełkowania nasion w ich przypadku musi mieć temperaturę przynajmniej 10°C (niektóre odmiany typu flint kukurydzy mogą kiełkować w glebie o temperaturze 6°C).
Więcej na ten temat przeczytasz w lipcowym numerze top agrar Polska od strony 64.
jd, fot. Daleszyński